Kto nie chciałby dostać drugigo życia, niech podniesie rękę. Pani nie chciałaby przeżyć jeszcze raz pierwszej, może lepszej miłości? Pan nie chciałby po raz wtóry młodości chmurnej i górnej, gdy przesadne nadzieje dodają nam sił do działania?

Film „Selfless” opowiada wszakże o pewnych niebezpieczeństwach związanych z drugą szansą życia. Oto nowojorski miliarder 60-cioparoletni Damian (Ben Kingsley) beznadziejnie choruje na raka. Decyduje się na przeniesienie swego umysłu w ciało młodego człowieka wyhodowane w tajnym laboratorium. Operacja kosztuje 250 milionów dolarów, ale stać go na to. Jego prototyp to sam Donald Trump, nowojorski deweloper, który nawet udostępnił dla filmu swój triplex w stylu antycznym, w Trump Tower przy 5 Alei, skąd widać cały Central Park.
Po operacji i pierwszych euforiach drugiej młodości Daniela zaczynają trapić wspomnienia z cudzego życia. Okazuje się, że jego nowe ciało nie powstało w laboratorium, lecz pochodzi od dawcy (Ryan Reynolds). I to są jego wspomnienia. Daniel rusza ich tropem rzucając wyzwanie potężnym siłom.
Niestety, migawkowo potraktowano rozkosze drugiej młodości Damiana. Są to przebłyski z życia i użycia, gdy lepiej byłoby wciągnąć go w to radosne życie w rozbudowanym wątku, aby potem podnieść stawkę moralną, gdy Damian musi zmienić kierunek działania.
Jest to połączenie dramatu kryminalnego i filozofowania na poziomie solidnego kina klasy B. Dobrze się ogląda, dzieje się wśród bajecznych bogaczy, aczkolwiek nie tylko.
Reżyser położył nacisk na żywą, szybką akcję, a nie na dylematy moralne, chociaż ich nie pomija. Podsuwa też pytanie, czym jest nasza świadomość: czy to psychika włożona do wechikułu ciała, czy może raczej psychika związana z ciałem i nie można bezkarnie jej przenosić? Czy jesteśmy tacy, jak nas widzą ludzie z zewnątrz, czy tacy, jak odczuwamy siebie od wewnątrz?
To nie są czcze pytania. Postęp technologii wkrótce przeniesie je z kina do życia. Szkoda, że film nie porusza problemu „górnego jednego procenta” najbogatszych. Operacja Damiana kosztuje ćwierć miliarda dolarów. A z tego wynika, że miliarderzy uzyskają niesamowitą przewagę nad resztą rodzaju ludziego. Mogą zakupić technologię wzmocnienia swego życia, niedostępną dla zwykłych ludzi.
Reżyser filmu Tarsem Singh urodził się w Pendżabie, w Indiach, ale wykształcił w Ameryce. Zajmuje się głównie telewizją i wideoklipami. Jego największy sukces artystyczny wydarzył się dawno, w 1991 roku, gdy dostał nagrodę MTV za wideoklip do piosenki zespołu R. E. M. „Loosing My Religion”. Kto traci swą religię i w rezultacie wiarę w życie wieczne, ten prędzej czy później ulokuje swe nadzieje w cudownej technologii.
Film wszedł na ekrany trzy tygodnie temu. Bardziej podoba się publiczności, niż krytykom. Ci ostatni zarzucają reżyserowi, że poszedł w akcję bez polotu kosztem ciekawych idei. Ja jednak obejrzałem to z ciekawością, nie oczekując więcej, niż dwóch godzin rozrywki. Cóż, to prawda, że po wyjściu z kina film nie siedzi długo w głowie. m