Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał. Tak więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.
2 Kor 5,14-17
Denzel Washington jest drugim w historii Afroamerykaninem, który zdobył Oscara. Oprócz tej nagrody jest on laureatem wielu innych wyróżnień.
OjciecDenzela był pastorem a matka właścicielką kilku salonów piękności. Po ukończeniu szkoły średniej studiował dziennikarstwo w jezuickim Fordham University w Nowym Jorku. Tam po raz pierwszy zaczął grać w amatorskiej grupie teatralnej. W roku 1977 zadebiutował w biograficznym filmie telewizyjnym „Wilma” o sprinterce Wilmie Rudolpph. Na planie tego filmu poznał swoją przyszła żonę, aktorkę Paulettę Pearson, z którą ma czwórkę dzieci. W tym samym roku obronił dyplom i rozpoczął dalszą naukę w prestiżowej szkole aktorskiej w San Francisco – American Conservatory Theatre, którą po roku opuścił, aby rozpocząć samodzielną karierę. Washington publicznie przyznaje się do swoje wiary, w przeszłości rozważał możliwość zostania kaznodzieją: „Pewna część mnie wciąż mówi, ‘Może, Denzel, powinieneś zostać kaznodzieją. Może wciąż idziesz na kompromisy.’ Miałem możliwość grania wspaniałych mężczyzn i przez ich słowa, wygłaszać niezwykłe rzeczy. Korzystam z talentu, którym zostałem obdarowany i chcę wykorzystywać go w dobrych celach”. Wykorzystuje dla dobra innych nie tylko talent aktorski, ale i inne, między innymi ofiarował 2.5 miliony dolarów na pomoc potrzebującym oraz budowę kościoła. Tę otwartość na Boga i bliźniego wyniósł z domu. W wywiadzie dla „Times Live” powiedział: „Pamiętam jak w dzieciństwie modliliśmy się przy różnych okazjach. Kończyliśmy nasze modlitwy zwrotem ‘Amen. Bóg jest miłością”, co brzmiało jak jedno słowo. Nie wiedziałem wtedy, co to znaczy. Wciąż się tego uczę”. Termin „Amen” pochodzi z języka hebrajskiego i jego podstawowym znaczeniem jest: „niech się tak stanie”. Boża miłość bardzo często wymaga naszych rąk, naszego umysłu, aby mogła się spełniać w naszym życiu i życiu naszego bliźniego.
Cytując kogoś, doceniając mądrość wypowiadanych słów, warto wiedzieć kto za nimi stoi, bo daje nam to rozeznanie, czy te słowa wypływają z życia danej osoby, czy też są pustymi słowami, bez pokrycia. Stąd też ta krótka nota biograficzna Washingtona. Tytuł tych rozważań jest wzięty z wypowiedzi aktora, w czasie nadania mu tytułu doktora honoris causa nauk humanistycznych Morehouse College, gdzie powiedział: „Moje przemówienie będzie krótkie. Punkt pierwszy. Postaw Boga na pierwszym miejscu. Postaw Boga na pierwszym miejscu we wszystkim co czynisz. Wszystko, co myślicie o mnie, co widzicie we mnie, wszystko to co zdobyłem, wszystko co mam, to wszystko otrzymałem z łaski bożej. Zrozumcie to. To jest dar”. A te słowa skierował do studentów: „Za to, że tu jesteście winniście powiedzieć dziękuję. Dziękuję za tak wiele łask, dziękuję za miłosierdzie, dziękuję za zrozumienie, dziękuję za mądrość, dziękuję za rodziców… Prawdziwe pragnienie dobra w sercu jest potwierdzeniem, że Bóg poprowadzi cię, abyś to osiągnął”. W wywiadzie z Oprah Winfrey, na pytanie: „Z czego jest dumny?”. Odpowiedział: „Jestem bardzo ostrożny w używaniu słowa ‘dumny”. Jestem szczęśliwy, że mogę czytać Biblię od ‘deski do deski”. Czytam jeden rozdział dziennie. Obecnie zgłębiam św. Jana”.
W Ewangelii na dzisiejszą niedzielę słyszymy słowa: „Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: ‘Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?”. Nasze „łodzie”, w których przemierzamy niezbadane przestrzenie naszego ziemskiego życia są różne. Jedne wydają się bardziej bezpieczne inne mniej. Niektórzy „żeglarze” myślą, że ich łódź jest niezatapialna. Tak jak wielu na Titanicu mówiło, że tak potężnego statku, cudu najnowszej techniki nawet sam Bóg zatopić nie zdoła. Tak myślano do 15 kwietnia 1912 r., kiedy to statek zderzył się z góra lodową i zatonął, pogrążając w otchłani morskiej ponad 1500 podróżujących, którzy tej pamiętnej nocy stanęli przed Tym, który jest w stanie uciszyć każdą życiową burzę. Nawet najsolidniej zbudowana łódź naszego życia nie wytrzyma zderzenia z górą lodową, której chłód dotyka nas, gdy śmierć ogarnia nas swoim cieniem. Aby przetrwać tę burzę i inne burze życiowe winniśmy zaprosić do łodzi swojego życia Chrystusa, który był z apostołami na wzburzonym Jeziorze Galilejskim. Apostołowie myśleli, że toną. Z wyrzutem skierowali do Jezusa słowa: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?”. Chrystus, aby im pokazać, że zależy Mu na ich życiu, że troszczy się o nich „wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: ‘Milcz, ucisz się. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza”. Aby jednak stał się cud ratujący naszą łódź z największej nawet nawałnicy konieczna jest wiara i zaufanie Chrystusowi. Chrystus uratował łódź apostołów, ale z wyrzutem powiedział do nich i do każdego z nas: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?”
Pierwsze czytanie z księgi Joba mówi w sposób obrazowy o tym, że w Bogu jest nasza moc, która uzdalnia nas do stawienia czoła wszelkim przeciwnościom: „Kto bramą zamknął morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdym chmury mu dał za ubranie, za pieluszki ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: ‘Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal”. Tę myśl kontynuuje św. Paweł w zacytowanym na wstępie Liście do Koryntian pisze, że w Chrystusie możemy stawić czoło burzy przemijania i śmierci i wyjść z tego odnowionym i przemienionym: „A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe”. Ta wiara ma przede wszystkim przejawiać się w miłości Chrystusa, która jest miłością bliźniego: „A właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał”. Gdy z wiarą wołać będziemy do Chrystusa wtedy spełnią się słowa psalmisty: „Wołali w niedoli do Pana, / a On ich uwolnił od trwogi. / Zamienił burzę na powiew łagodny, / umilkły morskie fale”. Przytoczona na wstępie historia Denzela Washingtona pokazuje co to znaczy w praktyce zaprosić do swojej łodzi życiowej i uczynić z Boga twierdzę swojego życia.
Papież Benedykt XVI w książce „Wprowadzenie w chrześcijaństwo”, nawiązując do książki Paula Claudela „Atłasowy pantofelek” pisze: „Statek wiozący misjonarza rozbił się. Okręt jego zatopili korsarze, misjonarz przywiązany do belki tonącego okrętu błądzi na tym kawałku drzewa po wzburzonych wodach oceanu. Przedstawienie zaczyna się jego ostatnim monologiem: ‘Panie, dziękuję ci za to, że mnie tak związałeś. Nieraz uważałem, że Twoje przykazania są ciężkie, wola moja wobec tych nakazów była bezsilna i sprzeciwiała się im. Dziś jednak nie mogę już ściślej być z Tobą związany i chociaż mogę się poruszać, żaden z moich członków nie może się od Ciebie oddalić. Tak więc jestem naprawdę przymocowany do krzyża, ale krzyż, na którym wiszę, do niczego nie jest przywiązany, błąka się po morzu”. Przywiązany do krzyża – ale krzyż nie przywiązany do niczego błąka się po odmętach morza. Trudno dokładniej i dobitniej opisać sytuację, w jakiej znajduje się dziś wierzący. Wydaje się, jakoby utrzymywała go tylko belka chwiejąca się na morzu nicości. Można by niejako obliczyć chwilę, w której musi zatonąć. Tylko chwiejąca się belka łączy go z Bogiem, ale łączy go nierozerwalnie i ostatecznie on wie, że to drzewo jest silniejsze od nicości, która pod nim się kłębi, a która mimo to jest zawsze groźną, istotną mocą jego teraźniejszości”.