Po powrocie z Polski nadal żyję Polską. Amerykańskie również mnie obchodzą, ale zdecydowanie silniej reaguję na problemy polskie. Niestety jestem polocentryczny. W moim przypadku jest to śmieszne, albowiem zwalczam nadmierny polonocentryzm gdyż zawęża on pole widzenia. Nierzadko też prowadzi do przekonania, że polskość jest lepsza i wyższa od wszystkiego co niepolskie. A przecież tak nie jest. Tak, czy owak ta polskość jest mi najbliższa i uważam to za stan naturalny. Amerykę podziwiam i cieszę się, że tu jestem. W Polsce natomiast cieszę się, że jestem tam właśnie.
$
W Bibliotece Instytutu Piłsudskiego w Nowym Jorku znalazłem Warszawskie Księgi Telefoniczne z lat 1936/37 i 1937/38. Jest w nich bardzo wiele nazwisk sławnych osób oraz nazwisk żydowskich. Są w nich nazwiska i adresy osób utytułowanych. Wśród nich także telefon księcia S. który wzdychał do mojej babci i obdarzał sympatią moją mamę. Chętnie bym doń zadzwonił, bo dużo dobrego uczynił dla obu pań, ale niestety zginął w Powstaniu Warszawskim. Te rozsypujące się księgi są swoistym dokumentem nieistniejącej Warszawy. Wciągam się weń jak na varsavianistę przystało. Są w nich także telefony i adresy urzędów, firm, lokali, zakładów usługowych itp. Bardzo mnie inspiruje dotykanie minionego życia i zanurzanie się w minione światy. Ubogacają mnie.
$
Bez porozumienia narodowego budowanie Polski stanie się jeszcze trudniejsze. Zwycięska partia będzie chciała narzucić swoje nawet najbardziej kontrowersyjne zamysły, a partia konkurencyjna będzie je torpedować. A kilka lat później, po zwycięstwie partii konkurencyjnej będzie odwrotnie. Zakończenie wojny polsko-polskiej jest najważniejszym zadaniem. Miejmy świadomość, iż jest ona na rękę naszym wrogom i że jest to ich sposób na nas.
$
Coraz częściej widzę bunt dla samego buntu i hucpę zamiast sztuki. I coraz więcej osób tę hucpę lubi. Wielu młodych nie skażonych dziedzictwem kulturowym ani sztuką przez duże S staje się barbarzyńcami. Herbert widział to już pół wieku temu. Wiem, że wołam na puszczy, ale to wołanie jest moim obowiązkiem. Przypominam zatem, że rolą elity społecznej jest tworzenie takiej kultury która mobilizuje przeciętnego Jana Kowalskiego. Zapobiega to wyjaławianiu się społeczeństwa. Okazuje się, że nie ja jeden wołam na owej puszczy, albowiem czyni to również kilku ludzi pióra, m.in. mój sławny uniwersytecki kolega Antoni Libera. W pełni zgadzam się z jego spostrzeżeniem, że „współczesna kultura humanistyczna, a zwłaszcza literatura, sztuki plastyczne i widowiskowe, zdominowana jest i rozdzierana, z jednej strony, przez tendencje anarchistyczne i obrazoburcze, a z drugiej: egotyczne i ekshibicjonistyczne”. Po stokroć zgadzam się z jego twierdzeniem, iż „okręt sztuk płynie obecnie cieśniną między Scyllą wynaturzonej rewolty (rewolty dla samej rewolty) a Charybdą zwyrodniałego indywidualizmu (egocentryzmu jako usankcjonowanej wartości)”.
$
I jeszcze raz Antoni Libera – „Tworzyć dzieło sztuki to przede wszystkim kultywować formę, a zarazem podejmować fundamentalne pytania; pytania od zarania cywilizacji niezmienne: o Los, o sens istnienia i możliwość pojednania ze światem. Jeśli więc miałbym układać kanon, to układałbym go według takich właśnie kryteriów. Według kunsztu: biegłości technicznej, i według rangi problemu: odniesienia do rzeczy o podstawowym znaczeniu”. W pełni się z tym zgadzam.
$
Reżyser Krzysztof Kieślowski – „Po skończeniu filmu >Czerwony< kupiłem w jakiś okropny zimowy dzień w Warszawie tomik wierszy Wisławy Szymborskiej i przeglądając tę książeczkę nagle znalazłem wiersz >Miłość od pierwszego wejrzenia<… Przeczytałem go i okazało się, że opowiada dokładnie o tym, o czym przed chwilą zrobiłem film. A więc dwie osoby w połowie 1993 roku – pani Wisława w Krakowie, ja zaś w Paryżu – pomyślały dokładnie o tym samym i w taki sam sposób. Do sformułowania tego potrzebowałem kilku milionów dolarów, pani Szymborska – kilkunastu linijek. Oznacza to, że istnieje możliwość myślenia wspólnego, choć ludzie się nie znają…”
$
W kwietniu tym „Kartkom” stuknęło 10 lat. Dopiero teraz to zauważyłem. Satysfakcja z nich duża, bo odzew czytelników istotny. Jeno smutek, że to, co wiem i umiem nie jest już potrzebne. A tak lubię się dzielić.
$
W parku otaczającym Studium Teologiczne na Princeton University panuje taka cisza, że wydaje się, iż jestem w dźwiękoszczelnej kabinie. Dookolna zieleń działa uspokajająco. Prezbiteriańska kaplica sprzyja skupieniu. A mam się nad czym skupiać, bo muszę rozstrzygnąć w sobie kilka elementarnych kwestii. Bardzo się boję, że dokonam jakichś niedobrych wyborów, których będę później żałował. Jak dziecko czekam nieraz, że ktoś lub coś podejmie za mnie decyzję. A podobno jestem już dorosły.