Premier Ewa Kopacz usuwając nagle dziewięciu polityków z ośrodka rządowego w ostatnią środę chciała pokazać, że panuje nad sytuacją w aparacie władzy, która staje się coraz bardziej chaotyczna.
Jednak pani premier nie bardzo wyszła rola „żelaznej damy”, na jaką pozowała od początku kierowania rządem. Na miejsce odwołanych ministrów nie wskazała następców. To dowodzi, że podjęła decyzję w pośpiechu, bez uzgodnienia nawet z koalicjantem, czyli wicepremierem z PSL Januszem Piechocińskim, który został zaskoczony nagłym posunięciem szefowej rady ministrów. Innymi słowy uległa panice.
Kopacz wymusiła rezygnacje ministra sportu Andrzeja Biernata, ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego, ministra zdrowia Bartosza Arkułowicza; wiceministrów środowiska i gospodarki, a także Jacka Cichockiego z funkcji koordynarora służb specjalnych, pozostawiając go szefem kancelarii premiera. Jacek Vincent Rostowski odszedł z funkcji doradców premiera. Nastąpiła także rzecz niezwykła. Premier, formalnie czwarta osoba w państwie, ogłosiła rezygnację marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego, formalnie jej zwierzchnika jako drugiej osoby w państwie, jako szefa władzy ustawodawczej. Chwilę wcześniej Bartłomiej Sienkiewicz ogłosił swe odejście z polityki i rezygnację z funkcji dyrektora Instytutu Obywatelskiego, czyli zaplecza eksperckiego Platformy. Premier chciała też odejścia Pawła Wojtyniuka, szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, ale ten odmówił złożenia rezygnacji.
Kopacz zapowiedziała, że nie przyjmie sprawozdania rocznego od prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, gdyż jedynym rezultatem śledztwa jest gigantyczny wyciek materiałów. Ta jej zapowiedź razie nie ma skutków prawnych, ponieważ do odwołania Seremeta potrzeba 2/3 głósów w Sejmie, czyli musi się na to zgodzić PiS. Jednak partia Kaczyńskiego nie poprze wniosku o odwołanie prokuratora generalnego, gdyż w takim wypadku nowego prokuratora powołałby odchodzący prezydent Bronisław Komorowski. Czyli nominat PO miałby nadzorować śledztwa dotyczące polityków Platformy po spodziewanej utracie władzy przez partię w wyborach parlamentarnych w październiku. Na to PiS nie może się zgodzić.
Powodem tej eksplozji politycznej było ogłoszenie całości akt śledztwa w aferze podsłuchowej przez szemranego osobnika Zbigniewa Stonogę. Umieszczając na swoim koncie w FaceBooku kilka tysięcy stron akt śledztwa odgrzał aferę, którą PO starała się zamieść pod dywan. Afera ta wybuchła w czerwcu ubiegłego roku, gdy wyciekły do mediów nagrania kilku rozmów polityków PO w restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Znajdują się tam wypowiedzi skandaliczne, i już dobrze znane, nie ma potrzeby ich cytowania. Za podsumowanie całości pasuje wypowiedź ministra spraw wewętrznych w owym czasie Barłomieja Sienkiewicza, że „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”. Niektórzy wolą inny cytat z tej samej wypowiedzi: „ch.. dupa, i kamieni kupa”.
Zbigniew Stonoga ma na swoim koncie sto kilkadziesiąt postępowań prokuratorskich, z tego większość umorzonych. Był zamieszany w aferę pedofilską z chłopcami z Dworca Centralnego. Był doradcą Andrzeja Leppera, szefa Samoobrony, który popełnił dziwne samobójstwo. Wręczał na życzenie służb kontrolowaną łapówkę pewnemu prokuratorowi. Poza tym twierdzi, że wydał wojnę złodziejskiemu państwu. Stylizuje się na prostaka, który sprawia wrażenie, że niczego i nikogo się nie boi. Wniosek może być tylko jeden – ma gdzieś potężne oparcie. Najpewniej w jednej ze służb specjalnych. Zarazem stał się bohaterem internetu. Jego profil na FaceBooku ma 420 tysięcy „lajków”. Jest to łakomy kąsek dla każdego machera politycznego.
19 maja ów osobnik ogłosił, że zakłada partię polityczną pod nazwą Stonoga Partia Polska, do której zaprosił wszystkich „antysystemowców”. Obiecał wydać na partię kilka milionów złotych i kampanię wyborczą do Sejmu. Cuchnie to na kilometr operacją policyjną, jakąś nową wersją Stana Tymińskiego, którego Służba Bezpieczeństwa wystawiła do walki o prezydenturę z Wałęsą i Mazowieckim na początku lat 1990. Tym razem chodzi zapewne o przejęcie części elektoratu Pawła Kukiza, zanim ten zdoła utworzyć swoją partię, oraz narodowców głosujących w wyborach prezydenckich na Mariana Kowalskiego i szaleńców popierających Grzegorza Brauna. Czyli Stonoga chce zebrać wszystko, co jest na prawo od PiS, a tyle wyrwać PiS, ile się uda. W ten sposób może utrudnić PiS dojście do pełnej władzy.
Odgrzanie afery podsłuchowej ma być doskonałą reklamą nowej „partii”, zwłaszcza gdy tego skutkiem jest trzęsienie ziemi w rządzie. Naiwna część opinii publicznej daje się nabrać na wizerunek zatroskanego obywatela, który walczy z bezwstydnym molochem każdą ze swych wielu nóg. Zwłaszcza, że w ujawnionych zeznaniach kelnerów z restauracji Sowa i Przyjaciele znajdują się dowody uwikłania członków rządu w interesy Jana Kulczyka, najbogatszego Polaka. A także skandale obyczajowe.
To nie jest koniec serialu pt. „Afera taśmowa”. Będą kolejne odcinki. Jak powiedział zastępca sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, po mieście krążą kolejne nagrania, które wypłyną do mediów przed wyborami parlamentarnymi.
Prezydent elekt Andrzej Duda powiedział, że rekonstrukcje rządu nie przyniosą zmian, kredyt zaufania do tej ekipy został wyczerpany. Krzysztof Szczerski, ktory ma zostać szefem kancelarii nowego prezydenta oświadczył, że po zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy Sejm powinien rozwiązać się bezzwłocznie. Wniosek o samorozwiązanie Sejmu złożył SLD, jednak PO zapewne nie zgodzi się na to. PiS chyba też nie będzie zainteresowany licząc na dalsze pogrążanie się Platformy w bagnie afer aż do normalnych wyborów w październiku.