Nie uciekniemy przed uciekinierami z Afryki. Ciągle jeszcze nam się wydaje, iż to nie nasz problem. Niestety tak już nie jest. Nikt nie wie, co z nim robić.

System edukacyjny w Polsce kiepsko edukuje i jeszcze gorzej wychowuje. Absolwenci szkół wszystkich szczebli nie  są przygotowani do życia rodzinnego, społecznego, obywatelskiego i kulturalnego. Na lekcjach ojczystej historii eksponuje się głównie martyrologię i klęski narodowe, natomiast niewielką wagę przywiązuje się do rodzimych osiągnięć, także tych w nauce i kulturze. Nie omawia się na nich wad narodowych ani patologii społecznych. Jakże zatem mamy się zabierać do zmian w tej materii, skoro nie wiemy, na co chorujemy? Maturzyści mają zaledwie jakie takie pojęcie o religii rzymsko-katolickiej i żadnego pojęcia o innych odłamach chrześcijaństwa, nie mówiąc już o innych religiach świata. To wszyscy widzą, ale nikt nie ma odwagi tego zmienić. Etyka jest niezbędnym przedmiotem w szkole, niezależnie od religii. To też wszyscy wiedzą, ale nikt nie ma odwagi rozpocząć o nią walki.

Rafał A. Ziemkiewicz – „Odrzucanie jakiegokolwiek innego modelu polskości niż wariackie rzucanie się z motyką na regularne i uzbrojone po zęby wojska, czynienie probierza patriotycznej poprawności z tego, jak bardzo jest kto pobożny, odległy od wolnomyślicielstwa i zanurzony w metafizyce i jak często na jego wargach pojawia się wypowiadane z czcią słowo „Polska” nie dowodzą – delikatnie mówiąc – intelektualnej klasy, tylko wręcz przeciwnie”. Otóż to, otóż to.

Jakże infantylny jest triumfalizm spowodowany spadkiem platformerskich notowań po wyborze Andrzeja Dudy na prezydenta. Spadek jest jak najbardziej zasłużony i PO należy się w pełni ta przegrana. Niczego kreatywnego po niej już się nie spodziewam. Nie zapominajmy jednak, że nadejdzie czas, iż PiS także przegra. To przecież w polityce zwykła kolej rzeczy, zwłaszcza po kilku latach rządów.

Pisarz Zygmunt Miłoszewski – „Jest do zagospodarowania ocean niezgody i wściekłości, który jest też we mnie. W pierwszej turze zagłosowałem na Pawła Kukiza – nie dlatego, że go lubię (…), nie dlatego, że jestem zwolennikiem tej strasznej konserwatywnej prawicy, którą jest i PiS, i PO, i Paweł Kukiz. Wyniki Kukiza są wściekłością ludzi, którzy chcą po prostu żyć i mieć pracę, która nie jest upokarzająca (…).“

Z okazji nowej prezydentury mówi się dużo o duchu świętym i potrzebie religii w życiu społecznym, zbyt mało mówi się natomiast o potrzebie nauki i kultury. Na szczęście nowy prezydent już dostrzegł postulaty naukowców.

Budowa Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie ciągnie się od 2002 roku i ciągle nie widać szczęśliwego końca. Idea prymasa Józefa Glempa okazała się studnią bez dna i ogromnym wyzwaniem dla jego następcy – kardynała Kazimierza Nycza. Dlatego teraz apeluje on o kolejne datki. Koszty budowy wciąż rosną i już znacznie przekroczyły pierwotne obliczenia. Do tej pory wydano na ten projekt ok. 130 mln złotych – część z kieszeni podatników. Ministerstwo Kultury także partycypuje w tychże kosztach. Stosowne kwoty przeznaczył najpierw Bogdan Zdrojewski a potem Małgorzata Omilanowska. Tymczasem budynku Muzeum Historii Polski wciąż nie ma. Śp. prezydent Lech Kaczyński był przeciwnikiem budowy tej świątyni w tak wielkim rozmiarze. Nie dziwię się, bo jest to bardzo brzydki obiekt.

The Ambassador Theatre w Waszyngtonie, prowadzony przez naszą rodaczkę, aktorkę Hannę Bondarewską wystawił w bardzo interesujący sposób „Pułapkę” Tadeusza Różewicza. A było to niełatwe zadanie. Spektakl został przyjęty z uznaniem przez prasę amerykańską. Nas natomiast to nie obeszło. Tak już mamy – jak się obecnie modnie mówi. Hannie Bondarewskiej należy się wielkie uznanie, za wprowadzenie „Pułapki” na scenę amerykańską.

Czy Polski Instytut Teatralny w Nowym Jorku, któremu patronuje prof. Grażyna Drabik, ma jakieś plany związane w 250. leciem polskiego teatru? Czekając na odpowiedź, przypominam redaktorom naczelnym, prezesom, nauczycielom, księżom i działaczom polskim oraz polonijnym, że teatr polski odegrał wielką rolę w rozbudzeniu a później podtrzymaniu świadomości narodowej Polaków oraz kształtowaniu i utrzymaniu mowy polskiej.

Z wielką przyjemnością czytam „Moją prywatną Amerykę” Kazimierza Wierzyńskiego. Nie wiedziałem, że napisał tę książkę. Jest pod każdym względem wspaniała – co za język, jaka subtelność pamiętnikarskiej narracji, ileż celnych spostrzeżeń! Znakomite są w niej nie tylko obserwacje amerykańskich osobliwości, tutejszego życia i obyczajów, ale również miniatury portretowe m.in. Whitmana, Pollocka, O’Neilla, Pounda, Williamsa, Caldera. Wszystkie nakreślone z dogłębnym zrozumieniem, sympatią i szacunkiem. Minimum słów, maksimum treści. Wierzyński zawsze był mi bliski w swym podejściu do świata, zjawisk artystycznych, spraw i ludzi. I w intelektualnej uczciwości. Jest w nim szlachetność, jakiej dzisiaj ze świecą szukać. Jest dla mnie autorytetem w tym samym stopniu co: Jerzy Stempowski, Józef Czapski, Konstanty Jeleński i Józef Maria Bocheński.

Literat Andrzej Stasiuk nazwał „Smoleńskiem” swego barana hodowanego w Czarnem. Ot klasa…

Osoby, które się na kogoś kreują nie wzbudzają mojego zaufania, podobnie jak osoby, które nieustannie lansują się na Facebooku lub w mediach.

Jednym z pierwszych widoków, na jaki zetknąłem się po powrocie z Polski do Nowego Jorku były dzieła Stendhala wyrzucone do ulicznego kosza na śmiecie. Wyjąłem je stamtąd i ułożyłem na pobliskiej ławce. A nuż się ktoś nimi zainteresuje. Ja mam całego Stendhala w Warszawie.

Jakaż to przyjemność, kiedy można z regału wyjąć potrzebną książkę lub film, który chce się obejrzeć, utwór którego chce się posłuchać. YouTube w tym względzie jest też nieoceniony. Oglądam po raz n-ty „Dziady” i „Wyzwolenie” w reżyserii Konrada Swinarskiego i myślę – jakiego wspaniałego mieliśmy reżysera. I to w skali światowej. Dziś stał się tematem kpin ze strony tzw. młodszych zdolniejszych i wiecznie zbuntowanych. Biedni nie widzą, iż do pięt mu nie dorastają. Podobnie jest z Zygmuntem Huebnerem. W stosunku do jego dorobku zbuntowany młody odniósł się tymi słowy: „pierdolmy naszego patrona Zygmunta Huebnera”. Bo przecież wiadomo, świat zaczyna się od nas i na nas się kończy.

Tylko na szczytach. Na niziny i mielizny szkoda czasu.