Bracia: Zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój. Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani w jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.
Ef 4,1-6
Pierwszego „cudu” rozmnożenia chleba doświadczyłem w dzieciństwie na Roztoczu w rodzinnym Oserdeku. „Cud” powtarzał się regularnie w każdą sobotę wieczorem. Cudotwórczynią była moja mama, a cudowna moc kryła się w miłości. Liturgia rozmnożenia chleba rozpoczynała się w sobotę wieczorem. Umęczona mama wracała z pola i brała się za wieczorny wypiek chleba. W dzieży rosło pachnące zakwasem ciasto, w piecu chlebowym huczał ogień. Następnie mama miesiła ciasto w dzieży i w końcu formowała bochenki. Kładła je na lnianym płótnie na ławie, aby jeszcze podrosły przed włożeniem do pieca. Po czym kociubą oczyszczała z węgli i popiołu piec chlebowy i na drewnianej łopacie wkładała do niego bochenki. Gdy chleb nabierał rumieńców w piecu mama szorowała podłogi w domu i sprzątała, jakby przygotowywała dom na cud rozmnożenia chleba. Niezapomniany zapach wylewał się przez okna na podwórko i wiejski gościniec. Po wyjęciu chleba z pieca, my dzieci, chcieliśmy od razu kroić go i zjadać. Jednak trzeba było odczekać, aż odpowiednio ostygnie. Następnie siadaliśmy przy stole, na którym był bochen pachnącego chleba, świeże masło, ser i śmietana. Tej wieczornej „uczty” nie zamieniłbym na żadną inną. Wtedy ten chleb był przede wszystkim pokarmem dla ciała. Dopiero z czasem zacząłem dostrzegać w tym chlebie coś więcej. Stał się on wspomnieniem miłości rodziców, którzy bardzo ciężko pracowali na ten chleb i wspomnieniem rodzinnego domu, gdzie odnajdywaliśmy miłość, serdeczność, poczucie bezpieczeństwa, pokój i radość.
A teraz posłuchajmy innej historii, która powstawała niejako w zapachu chleba czy raczej pizzy. Ziemski chleb był przemieniany w rzeczywistość, która stawała się pokarmem duszy. Bohaterem tej historii jest Tom Monaghan – jeden z najbogatszych ludzi w USA, założyciel sieci pizzerii Domino’s Pizza. W roku 1960 jako 23-latek otworzył swą pierwszą pizzerię na terenie campusu uniwersyteckiego w Ypsilanti. Pierwszego tygodnia zarobił 99 dolarów. W roku 2000 miał już siedem tysięcy lokali w 66 krajach, w których zatrudniał 120 tysięcy pracowników. Firma przynosiła mu zysk 3,54 mld dolarów. Później sprzedał większość udziałów i zajął się inną działalnością, o której w jednym z wywiadów powiedział: „Najlepszym sposobem na zbawienie duszy, co stanowi mój największy priorytet w życiu, jest przy posiadanych zasobach i doświadczeniu otrzymanym od Boga służenie Kościołowi katolickiemu. Sądzę zaś, że najlepszym sposobem służenia Kościołowi jest dziś edukacja. A najbardziej efektywną formą edukacji jest szkolnictwo wyższe, ponieważ można to zrobić na jednym uniwersytecie, w jednym miejscu zbierając ludzi z USA i z całego świata, którzy później wrócą do siebie, do pracy na całym świecie”.
Obecnie Monaghan realizuje to przedsięwzięcie, które swoim rozmachem i znaczeniem przewyższy sieć Domino’s Pizza. W Naples na Florydzie multimiliarder buduje miasteczko uniwersyteckie Ave Maria. W jego centrum zbudowano olbrzymi, przepiękny kościół, który tętni życiem dniem i nocą. Codziennie odprawia się tu kilkanaście mszy świętych, trwa także nieustanna adoracja Najświętszego Sakramentu. Według Monaghana fundamentem wszelkiej aktywności chrześcijańskiej jest modlitwa i bez niej cały projekt nie ma szans powodzenia. O każdej porze dnia i nocy można poprosić o spowiedź dyżurującego księdza. Na terenie miasteczka obowiązuje całkowity zakaz sprzedaży środków antykoncepcyjnych oraz pism pornograficznych. Monaghan każdy dzień rozpoczyna lekturą Biblii i uczestnictwem w Eucharystii. Codziennie przesuwa w palcach paciorki różańca. Wielu uważa go za fanatyka. On tylko uśmiecha się, gdy patrzy na rozrost miasta, i mówi, że przypomina ono ziarno gorczycy: „Gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki gnieżdżą się w jego cieniu”.
Kampus rozrósł się w całe miasto. Zamieszkują je nie tylko studenci. Osiedla się w nim coraz więcej ludności, która pragnie prowadzić spokojne życie, oparte na tradycyjnych chrześcijańskich wartościach. W ciągu najbliższych lat ma przybyć 11 tysięcy domów. W czasie jednego ze spotkań św. Jan Paweł II powiedział do Monaghana, że Kościół bardzo potrzebuje dziś swoich świadków także w biznesie. To zainspirowało miliardera do założenia w roku 1987 organizacji Legatus, skupiającej biznesmenów, właścicieli, dyrektorów, menedżerów i prezesów firm, którzy są praktykującymi katolikami, a obrót ich spółek przekracza cztery miliony dolarów rocznie. Obecnie organizacja liczy ponad pięć tysięcy członków.
Niesieni zapachem chleba przenieśmy się z mojego rodzinnego domu i z pizzerii Domino’s Pizza na wzgórza galilejskie, gdzie nad Jeziorem Tyberiadzkim w dzisiejszej Tabdze Jezus dokonał cudu rozmnożenia chleba. Dla upamiętnienia tego wydarzenia zbudowano w tym miejscu kościół. Dzisiaj nie czuje się tam zapachu chleba tylko zapach spalenizny. Nienawiść, która jest zaprzeczeniem prawdziwego Boga, swym niszczącym ogniem dotknęła świątynię. Sprawcy fałszywie pojmowanej religii podpalili ten kościół, zostawiając na ścianach napisy w języku hebrajskim, pochodzące z modlitwy odmawianej trzy razy dziennie przez praktykujących żydów, w której znajduje się prośba do Boga o unicestwienie bożków i pogan. Od dwóch tysięcy lat nie tylko kościoły, ale sami wyznawcy Chrystusa skazywani byli na śmierć w płomieniach, która rozpalała ludzka nieprawość i nienawiść. Ale te płomienie nie są w stanie strawić zapachu chleba, który Jezus rozmnożył nad Jeziorem Galilejskim. W Ewangelii na dzisiejszą niedzielę czytamy: „Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił na tych, którzy chorowali”. Ludzie byli tak zgłodniali prawdy bożej i znaków nieba, że zapomnieli o chlebie, który jest pokarmem ciała. Pamiętał o tym Chrystus i rozmnożył dla nich chleb i ryby. Wszyscy wiedzieli, że to był cud. W Ewangelii czytamy: „A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: ‘Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat.
Ten ziemski zapach chleba prowadził do zapachu chleba o którym mówił Jezus następnego dnia po rozmnożeniu chleba: „Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy. Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie. Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie. Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata”. Ten Chleb podnosi kapłan w czasie Mszy św. i w imieniu Chrystusa mówi: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje, które za was będzie wydane”.
Niedzielne refleksje w formie audio są umieszczone na stronie: www.ryszardkoper.pl w sekcji Audio- Video > Słowo na niedzielę.