Czyż nie wiecie, że wasze ciała są członkami Chrystusa? Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem. Strzeżcie się rozpusty; wszelki grzech popełniony przez człowieka jest na zewnątrz ciała; kto zaś grzeszy rozpustą, przeciwko własnemu ciału grzeszy. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest przybytkiem Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele!
1 Kor 6,14-15a. 17-20
Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK wydał w roku 2014 esej „Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny” wybitego polskiego filozofa Leszka Kołakowskiego. Esej był pisany w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, ale dopiero teraz został odnaleziony w formie niedokończonej, przez żonę filozofa Tamarę. Leszek Kołakowski był jednym z najbardziej znanych ideologów marksizmu, członkiem PZPR, współtwórcą warszawskiej szkoły historyków idei. W roku 1966 pozbawiono go katedry uniwersyteckiej i usunięto z PZPR za zbyt radykalną krytykę władz i odchodzenie od oficjalnego kanonu marksizmu.
W roku 1968, za udział w Wydarzeniach Marcowych, odebrano mu prawo wykładania i publikowania, co zmusiło go do emigracji. Po opuszczeniu Polski wykładał m.in. w Yale University, Univeristy of New Heaven, Berkeley University oraz Chicago University. Został także pierwszym laureatem nagrody im. Johna Klugego, przyznawanej przez Bibliotekę Kongresu Stanów Zjednoczonych. Nagroda nazywana amerykańskim Noblem i jest przyznawana za wybitne osiągnięcia w naukach humanistycznych. Na rok przed swoją śmiercią, na pytanie, czy jest chrześcijaninem powiedział: „W jakimś sensie ogólnym, którego jednak nie potrafię zdefiniować, tak. Jestem przywiązany do tradycji chrześcijańskiej, do wielkiej siły Ewangelii, Nowego Testamentu. Uważam to za fundament naszej kultury. Ale nie tylko. Mam poczucie, że dla mnie samego jest to bardzo ważne. A więc w jakimś luźnym sensie mógłbym się chwalić, że jestem chrześcijaninem”.
Leszek Kołakowski we wspomnianej książce daje odpowiedź na pytanie zadane w tytule tych rozważań: „Czego szukasz w Kościele?”: „Chrześcijaństwo nie ma ani obowiązku, ani prawa angażować się w jakąkolwiek sprawę tylko dlatego, że jest modna, i dlatego, że w przeciwnym razie ryzykuje, iż jeszcze bardziej ‘wyalienuje się’ z życia publicznego; nie ma ani obowiązku, ani prawa utożsamiać się z żadnym świeckim ruchem, nawet całkowicie godnym pochwały z moralnego punktu widzenia. Ma ono obowiązek i prawo wspierać we wszystkich konfliktach to, co odpowiada moralnie jego wymogom, ale jeśli za każdym razem nie kładzie nacisku na nieabsolutny charakter wartości doczesnych, działa samobójczo i traci znaczenie, ponieważ jego obecność w świecie jest ważna o tyle, o ile jest obecnością Jezusa Chrystusa, to znaczy trwaniem ponadczasowego w czasowym.
Nie jest też prawdą, że chrześcijaństwo traci siłę z powodu niewystarczającego zaangażowania w sprawy świeckie. Dlaczego Kościołowi miałoby zależeć na tym, by zachowywać w swym łonie tych, dla których jest on tylko narzędziem manipulacji i miałby służyć ich własnej sprawie – nawet godnej poparcia? Jeżeli to nie Boga i Jezusa szukają ludzie w Kościele, nie ma on do wypełnienia żadnego specjalnego zadania”.
Trudno się nie zgodzić z filozofem, że w Kościele trzeba szukać przede wszystkim Boga i Jezusa. Gdy odnajdziemy Boga, to odnajdziemy wszystko, co jest konieczne, aby zrealizować swoje życiowe powołanie. Na różne sposoby woła nas Bóg i na różne sposoby odpowiadamy na to wołanie. Z pewnością jednym z nich jest droga wspomnianego wyżej filozofa. Zaś pierwsze czytanie na dzisiejszą niedzielę mówi o powołaniu proroka Samuela: „Przybył Pan i stanąwszy zawołał jak poprzednim razem: ‘Samuelu, Samuelu!” Samuel odpowiedział: ‘Mów, bo sługa Twój słucha”. Samuel dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię”. Wyrażenie „Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu…”, znaczy, że wszystkie proroctwa Samuela spełniły się.
Proroctwa Samuela spełniły się, bo uważnie wsłuchiwał się w głos Boga. Słuchanie w znaczeniu biblijnym to coś więcej niż tylko słyszenie, oznacza „być posłusznym”. Gdy nie pozwolimy w naszym życiu na „marnowanie” słowa Bożego, to wtedy spełni się dla nas najważniejsze proroctwo o Mesjaszu i naszym zbawieniu.
Ewangelia z niedzieli dzisiejszej mówi o powołaniu pierwszych uczniów, dla których, bardzo konkretnie zaczęły się spełniać proroctwa o zbawieniu: „Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: ‘Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: ‘Czego szukacie?” Oni powiedzieli do Niego: ‘Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz?” Odpowiedział im: ‘Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego”. Pozostać u Chrystusa, to napełnić się Chrystusem, tak że stajemy się z Nim jednym Ciałem, o czym pisze św. Paweł w Liście do Koryntian: „Czyż nie wiecie, że wasze ciała są członkami Chrystusa? Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem”.
Zaś w Liście do Kolosan św. Paweł mówi o Chrystusie: „On jest Głową Ciała-Kościoła”. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o tej jedności: „Wierzący, którzy odpowiadają na Słowo Boże i stają się członkami Ciała Chrystusa, zostają ściśle zjednoczeni z Chrystusem: W Ciele tym życie Chrystusowe rozlewa się na wierzących, którzy przez sakramenty jednoczą się w sposób tajemny i rzeczywisty z umęczonym i uwielbionym Chrystusem. Jest to szczególnie prawdziwe w odniesieniu do chrztu, przez który jednoczymy się ze śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa oraz do Eucharystii, przez którą uczestnicząc w sposób rzeczywisty w Ciele Pańskim, wznosimy się do wspólnoty z Nim i nawzajem ze sobą”.
W wieku niemowlęcym nie byliśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie Jezusa: Czego szukacie?, ale nasi rodzice wiedzieli czego potrzebujemy najbardziej i czego przez całe życie szukamy, dlatego przynieśli nas do chrztu świętego, przez który zamieszkaliśmy niejako z Chrystusem. Św. Bernardyn ze Sienny tak pisze o tym zamieszkaniu: „Wszak wiara katolicka polega na poznaniu Jezusa Chrystusa i na uczestnictwie w Jego światłości. To On jest światłem duszy. On bramą życia i fundamentem wiecznego zbawienia. Konieczna jest wiara. Bez niej jesteś podobny do człowieka, który bez lampy przedziera się przez ciemności nocy lub kroczy bezmyślnie z zamkniętymi oczyma po krawędzi zawrotnej przepaści.
Nawet najznakomitszy umysł nie zdoła pojąć tajemnic Bożych. Kto liczy na własne zdolności, powierza swe losy niewidomemu przewodnikowi, usiłuje zbudować dom bez fundamentów, chce przedostać się do domu przez dach zamiast wejść bramą. Właśnie Jezus jest fundamentem, światłem i bramą. On każdemu udziela światła wiary, bo pragnie ukazać błądzącym niezawodną drogę życia. Sam nazwał się drogą. Dzięki Chrystusowej światłości coraz mocniej jednoczymy się z Bogiem. Najpierw Go poszukujemy, następnie całkowicie Mu zawierzamy, wreszcie posiądziemy Go na wieki. Na tym właśnie fundamencie wznosi się Kościół, założony w imię Jezusa”.
Kościół, w pierwszym rzędzie jest miejscem szukania i odnajdywania Chrystusa, który czyni z naszego ciała swoją świątynię. W tej bliskości człowiek odnajduje najpiękniejszy kształt swojego życia i zbawienie. Nasze kościoły są szczególnym miejscem spotkania z Bogiem. Nieraz widzę w półmroku świątynnym ludzi zatopionych w modlitwie i wtedy mam prawie pewność, że oni szukają w Kościele Chrystusa. Inaczej, gdy patrzę na różnego rodzaju aktywistów parafialnych, których nie widzę na prywatnej modlitwie, prywatnej adoracji, tylko na różnych spotkaniach parafialnych, jak zabawa, opłatek, festiwale, pielgrzymki, przedstawienia, koncerty i tak dalej. I tylko jeden Bóg wie, czego oni szukają w Kościele.