zxx postac

Stała na podium w królewskim płaszczu zarzuconym na biały kostium kąpielowy siostry, bo nie miała swojego, w koronie i – jak mówiła później – miała pełną świadomość, że oto otwierają się przed nią drzwi świata.

Bess Myerson została pierwszą powojenną – był wrzesień 1945 roku – i do tej pory jedyną Miss Ameryki pochodzenia żydowskiego. Prowadziła program telewizyjny, pracowała z politykami, walczyła skutecznie o prawa konsumentów i inwalidów. A potem drzwi się zatrzasnęły. Dwie sprawy sądowe. Skandal. Bieda. Dużo zyskała, więc miała dużo do stracenia.

*

Wychowała się na nowojorskim Bronxie w akurat wybudowanym osiedlu Yiddish Cooperative Heimgesellschaft- dziś jest tam kompleks budynków nazwany Shalom Aleihem Houses na cześć poety Solomona Rabinowicza, który pisywał pod tym pseudonimem. Wtedy- urodziła się w 1924 roku – mieszkały tam przeważnie żydowskie rodziny z Rosji i Galicji. Drobni rzemieślnicy, nauczyciele. Wszyscy rozpolitykowani. Większość uważała się za socjalistów, część za komunistów. Gdy ktoś stracił pracę lub miał wypadek, kooperatywa pomagała.

Bess biegała w krótkich spodenkach, czytała książki w pobliskim parku i martwiła się, że rośnie za szybko i jest niezgrabna. Jako 12. latka dorosła do swojego ostatecznego wzrostu. 1,78 w tamtych czasach, gdy wszystkie dziewczynki chciały być, odwrotnie niż dziś, niskie, mógł być problemem. Koszmarem były też szkolne przedstawienia w których kazano jej grać chłopaków lub wielkoludy. Jej tata był malarzem pokojowym, ale wykonywał także wszelkie inne naprawy i remonty.

Mama zajmowała się domem. Bess chodziła na lekcje gry na pianinie, czytywała poezje, dostała się do New York’s High School of Music and Art, a później studiowała i skończyła z wyróżnieniem Hunter College. Już w szkole dawała lekcje muzyki innym dzieciom, pobierała 50 centów za godzinę i wspomagała tym rodzinę. Zawsze wierzyła w swój rozum. Na ciało nie liczyła za bardzo.

W konkursie na Miss NYC
wystartowała dzięki siostrze, która bez jej wiedzy wysłała zdjęcia i zgłoszenie. Zrobiła tak, bo często razem chodziły np. pograć w kręgle lub na mecz i widziała, jak ludzie reagują na urodę Bess. Zgłoszenie przyjęto, zaproponowano jednak, żeby kandydatka wystąpiła pod jakimś „mniej żydowsko brzmiącym” pseudonimem. Odmówiła.

Ich matka, której tzw. amerykański styl życia zupełnie nie pasował, była wściekła na obydwie. Rodzina używała w domu wyłącznie yiddish i matka marzyła, żeby dobrze wyszły za mąż, a nie myślały o fanaberiach w tym dziwnym kraju. Za wygraną Bess zapłaciła sobie dalszą naukę, tym razem w Juilliard School i na Columbia University. Siostra uratowała też jej występ w następnych wyborach. Dostarczyła do Atlantic City swój biały kostium, gdy się okazało, że organizatorzy traktują ten punkt regulaminu bardzo poważnie, a ona miała jedynie ostro zielony.

Gdy została miss całej Ameryki, sąsiedzi z jej osiedla i wszyscy nowojorscy Żydzi, szaleli ze szczęścia. Jak napisała jedna z gazet: „Nareszcie ktoś, kto pokazał światu, że mamy też młodych, pięknych, wykształconych ludzi, a nam samym, że nie zawsze musimy być tylko ofiarami”.

To były inne czasy. Dziś nikt takich wyborów nie traktuje poważnie, jedna z wielu rozrywek, imiona kolejnych miss zapomina się w chwili, gdy prezenter kończy je wymawiać. Kiedyś dla wielu dziewczyn już wygrana na szczeblu miasta, hrabstwa lub stanu decydowała o całym życiu. Flannie Flagg, autorka między innymi niezapomnianych „Zielonych Smażonych Pomidorów” startowała w wyborach na miss Alabama sześć razy, żeby uzyskać stypendium na które inaczej nie miała szans.

A Miss Ameryki, to było coś nadzwyczajnego. Dziewczyna stawała się gwiazdą, była fetowana przez stacje telewizyjne, miała zapewnione sesje zdjęciowe u najlepszych fotografów, salony mody biły się, żeby ją ubierać, firmy proponowały kontrakty reklamowe. Ale mogła pójść i inną drogą; przedstawiana była politykom, poważnym redakcjom, organizacjom charytatywnym.

Bess w czasie podróży przez Stany, co należy do obowiązków miss, trafiała też, między innymi do klubów golfowych do których wstęp mieli jedynie WASP. Jej ojca i matki nikt by tam nie zaprosił. Zresztą niektóre wycofały zaproszenie. Trzech z pięciu sponsorów wyborów zrezygnowało ze współpracy z nią, nie chcieli, żeby reklamowała ich wyroby. Wróciła z objazdu wcześniej, ukoronowała następną miss – i zaczęła od pracy w telewizji.

Była dziewczyną ubraną w luksusowe futro zapowiadającą gości, panienką od koła szczęścia, a potem prezenterką w coraz poważniejszych produkcjach. Szybko też zajęła się polityką. Została pierwszym w historii rzecznikiem praw konsumentów. To właśnie Bess wywalczyła dokładne opisy produktów na opakowaniu, żeby człowiek wiedział, co je. Śmiano się, że przypomina to opisy lekarstw i odbiera apetyty.

Pierwszy raz wyszła za mąż
rok po koronacji, za ledwie zwolnionego ze służby kapitana US Navy. Ona piękna, on z wojenną kartą. Ślub był wydarzeniem roku i wpisywał się w nastroje patriotyczne. Rozwiedli się po 11 latach, z powodu przemocy domowej. Bił ją i dręczył psychicznie. Nigdy więcej się nie spotkali.

Jej drugi mąż, prawnik, adoptował jej córkę z pierwszego małżeństwa, do dziś używa zresztą jego nazwiska i jako Barra Grant zajmuje się pisaniem scenariuszy i reżyserią. Przez cały czas trwania tego małżeństwa Bess pracowała i udzielała się społecznie. Bardzo intensywnie.

Kiedy się rozwodzili, była już chora. Dopadła ją depresja, rak jajników, a potem jeszcze zawał. Ciężkich kilka lat bólu i niepewności. Nie poddała się. Walczyła o życie z całych sił i na każdy sposób – chemioterapia, leki, operacje, chińskie zioła, medytacje. Udało się. Znów pracowała w administracji, w ratuszu miejskim, w kilku komisjach. Tym razem zajęła się przede wszystkim prawami osób niepełnosprawnych – ogromny problem tamtych lat.

Z wojny w Wietnamie powróciły tysiące na różne sposoby okaleczonych młodych mężczyzn. Część wegetowała w szpitalach dla weteranów, ale przecież nie wszyscy i ci chcieli w miarę możliwości normalnie funkcjonować, uczestniczyć w życiu, przemieszczać się. To między innymi dzięki Bess Nowy Jork był pierwszym miastem, które zapewniło dostęp do komunikacji miejskiej wózkom inwalidzkim, przebudowano wiele wejść, firmy zostały zobowiązane do tworzenia podjazdów. Dziś to oczywiste i mało kto pamięta, że kiedyś tego wszystkiego zwyczajnie nie było.

Owiane tajemnicą są jej stosunki
z niegdysiejszym burmistrzem Nowego Jorku. Ona i Ed Koch mieli podobny background. Ed urodził się na Bronxie, w tradycyjnej, żydowskiej rodzinie, która przywędrowała do Ameryki z Galicji. „Wieczny kawaler” w trakcie toczenia politycznych bojów, szczególnie przed wyborami, był nieustannie wypytywany o orientację seksualną lub wprost atakowany, często w niewybredny sposób.

Pojawiła się u jego boku – i trwała. Chodzili trzymając się za ręce, całowali się publicznie, uczestniczyła w bankietach. Jeszcze wiele lat później, gdy z kolei ją atakowano, że była parawanem, odpowiadała, czasem agresywnie, że nie. On na zaczepki zazwyczaj nie reagował.

Dopiero w wywiadzie udzielonym długo po złożeniu urzędu – a burmistrzem był 12 lat- powiedział: – “Pozwalam sobie myśleć, że nie ma nic złego w homoseksualizmie. Poza wszystkim, to Bóg cię stworzył takiego, jaki jesteś. Jestem heteroseksualny przez przypadek”.

Bess nawet wtedy, gdy inni uczestnicy tych wydarzeń przyznawali, że w tej znajomości było coś, co odbiegało od normatywnego związku, zaprzeczała. Także po śmierci byłego burmistrza – 1 lutego 2013 – pozostała lojalna i wierna; prawdzie, miłości, zobowiązaniu lub po prostu mężczyźnie? Nigdy się nie dowiemy. W jego administracji zrobiła następny krok. Została Rzecznikiem Departamentu Kultury.

Jednak skandal nazwany przez prasę “Bess Mess” praktycznie ją wykasował z życia publicznego. Chodziło nie tyle o to, że wdała się w romans z żonatym wykonawcą remontów w budynkach publicznych i jak wspomina dziś jej przyjaciółka dosłownie oszalała na jego punkcie, ale o skomplikowane układy, które rzekomo łączyły ją z sędzią zaangażowanym w jego rozwód i ustalanie alimentów.

W kwietniu 1987 roku została zmuszona do rezygnacji ze stanowiska, w dodatku złapano ją na kradzieży w sklepie, a rok później cała trójka stanęła przed sądem federalnym. U.S. Attorney był wtedy Rudolph Giuliani, późniejszy burmistrz Nowego Jorku. Oskarżył ich min. o spisek, przekupstwo i mataczenie. Po czterech miesiącach zostali uniewinnieni. Jednak jej to nie pomogło. Jakby skończyła się jej odporność na ciosy. Wycofała się nie tylko z życia publicznego, ale z życia w ogóle. Zdarzało się, że korzystała z zasiłków. Porzuciła nawet Nowy Jork – miasto, z którym była związana całym swoim życiem i duszą.

Nie wiadomo też dlaczego nie podano do publicznej wiadomości faktu jej śmierci. Może tak chciała, a może nikt nie pomyślał. Dopiero 21 dni później dziennikarze uzyskali od koronera urzędowe potwierdzenie, że faktycznie odeszła.