Mówię wam, bracia, czas jest krótki. Trzeba więc, aby ci, co mają żony, tak żyli, jakby byli nieżonaci, a ci, co płaczą, tak jakby nie płakali, ci zaś, co się radują, tak jakby się nie radowali; ci, co nabywają, jak gdyby nie posiadali; ci, co używają tego świata, tak jakby z niego nie korzystali. Przemija bowiem postać tego świata.
1 Kor 7,29-31
Pewnego dnia mały chłopiec, w czasie modlitwy powiedział: „Panie Boże, chciałbym mieć piękny duży dom z werandą i ogrodem. Chciałbym pokochać i poślubić piękną, czarującą kobietę, z długimi czarnymi włosami i niebieskimi oczami, która grałyby na gitarze i pięknie śpiewała. Chciałbym mieć trzech dorodnych synów, z którymi grałbym w piłkę. A gdy dorosną, chciałbym, aby pierwszy z nich został naukowcem, drugi senatorem, a trzeci sławnym pisarzem. Chciałbym także odbyć dalekie podróże, wspinać się na ośnieżone szczyty i przemierzać nieogarnione przestrzenie oceanu. Chciałbym także jeździć czerwonym Ferrari”. Bóg odpowiedział: „To brzmi jak piękny sen, cudowne marzenie. Chciałbym abyś był szczęśliwy”.
Podczas gry w piłkę wspomniany chłopiec doznał poważnej kontuzji kolana. Marzenia o zdobywaniu ośnieżonych szczytów górskich, dalekich wędrówek na zawsze pozostały tylko w sferze marzeń. Młody człowiek zaczął zatem studiować marketing, a później zajął się dostawą sprzętu medycznego. W czasie studiów poznał piękną i sympatyczną kobietę. Nie była jednak muzykiem i tak czarująca jak pragnął, ale za to była wspaniałą gospodynią i miała w sobie wiele kobiecego ciepła. Ze względu na jego pracę zamieszkali w centrum miasta w mieszkaniu z niewielkim balkonem. Mieli trzy córki. Jedna z nich, była przykuta do wózka inwalidzkiego. Zarabiał wystarczająco dużo pieniędzy, aby zapewnić rodzinie wygodny byt, ale nie stać go było na czerwone Ferrari. Wiele czasu poświęcał swoim córkom.
Pewnego ranka obudził się bardzo smutny i przygnębiony. Wyznał swojemu przyjacielowi, że jest rozczarowany tym, że jego żona nie jest tak piękna i muzykalna jak sobie wymarzył. Przyjaciel przekonywał go, że ważne, iż naprawdę jest bardzo sympatyczna i miła. Ale on nie chciał tego słuchać. Swoim smutkiem podzielił się z żoną, mówiąc, że nie mają takiego rozległego domu, jakiego pragnął. Nie mają też ogrodu. Żona przekonywała go, że obecny dom jest wygodny, że wystarczająco zarabia i że są szczęśliwi. Ale to go nie przekonało. Udał się do księdza, mówiąc że marzył o trzech synach, a ma trzy córki i jedna jest kaleką. Ksiądz był innego zdania. Powiedział, że Bóg obdarzył go pięknymi i mądrymi córkami i powinien Mu za to dziękować. Ale on nie chciał tego słuchać. W końcu udał się ze swoim smutkiem do psychologa, żaląc się, że nie spełniają się jego marzenia o wielkich przygodach i czerwonym Ferrari. Psycholog starał się go przekonać, że jego praca związana z dystrybucją sprzętu medycznego uratowała życie wielu osobom, że to nadaje sens życiu. Ale on nie chciał tego słuchać.
Smutek i przygnębienie wpędziły go w chorobę. Późną nocą w szpitalnym pokoju mężczyzna powiedział do Boga: „Gdy byłem małym chłopcem powiedziałem Ci, co chciałbym w życiu”. „To było piękne marzenie, piękny sen”- powiedział Bóg. „To dlaczego nie dałeś mi tego?”. „Mógłbym ci to dać – powiedział Bóg – ale chciałem cię zaskoczyć tym o czym nie marzyłeś. Otrzymałeś w życiu, wszystko co jest potrzebne do pięknego i szczęśliwego życia. „Tak? – przerwał mężczyzna – Ale ja myślałem, że dasz mi to, czego ja chciałem”. „A ja pragnąłem, abyś się cieszył i był szczęśliwy z tego co ci dałem” – odpowiedział Bóg. I tej nocy tragicznie smutny człowiek zaczął śnić nowy sen i dostrzegł spełniające się marzenia. I stał się człowiekiem bardzo szczęśliwym (Adaptacja opowieści „Signs of the Times” Loren Seibold).
W Ewangelii na dzisiejszą niedzielę słyszymy słowa Chrystusa: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże”. Nie wszyscy słuchający poszli za tym wezwaniem, bo mieli inne wyobrażenie królestwa Bożego, które zacznie się realizować wraz z przyjściem Mesjasza. Prorocy mówili o nadejściu Królestwa Bożego, które będzie oparte na sprawiedliwości, prawdzie i miłości. Te wizje prorockie były często mylnie odczytane przez niektórych Izraelitów. Nadano im bowiem charakter polityczny. Wierzono, że chodzi o idealną społeczność na ziemi, zbudowaną głównie przez Izraelitów przy nadzwyczajnej interwencji Boga. Dlatego rozminęli się z Chrystusem. Chrystus głosił Królestwo Boże, które ma charakter duchowy i jest wieczne. Wielu uwierzyło w to Królestwo i poszło za Chrystusem. Jezus powiedział do rybaków galilejskich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. A oni, „natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim”. Zapewne jak większość Izraelitów mieli obraz Królestwa Bożego skażonego wymiarem politycznym, jednak gdy rozpoznali w Chrystusie Mesjasza, ten obraz się zmienił. A to pociągnęło zmianą ich życia i na tej drodze odkryli prawdziwe piękno Królestwa Bożego, którego nie mogła przesłonić nawet męczeńska śmierć.
Na powołanie pierwszych uczniów możemy spojrzeć przez pryzmat przytoczonej na wstępie opowieści. Pierwsi uczniowie mieli swój obraz Królestwa Bożego i Mesjasza i tego oczekiwali, a Bóg zesłał im coś innego i gdy to przyjęli odkryli prawdziwe piękno życia i piękno Królestwa Bożego. Zostawili „swoje sieci”, to wszystko, co do tej pory nadawało sens ich codzienności i poszli za Chrystusem.
Królestwo Boże rozpoczyna się tu na ziemi, w naszych sercach, ale swoją pełnię osiągnie w wieczności, kiedy staniemy twarzą w twarz przed Królem tego królestwa, Jezusem Chrystusem. Chrystus wzywa do przygotowania się na przyjęcie tego Królestwa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Nieraz sądzimy, że na nawrócenie, pogłębienie więzi z Bogiem mamy jeszcze czas. Najlepiej odłożyć to na stare lata. Zapewne do podobnie myślących św. Paweł kierował słowa: „Mówię wam, bracia, czas jest krótki. Przemija bowiem postać tego świata”. Nie trzeba nam przypominać, że przemija postać tego świata. Sam doświadczam tego, gdy spaceruję ulicami Maspeth. Spotykam młodych ludzi, którzy mi mówią: „Ponad 20 lat temu ksiądz udzielił mi chrztu”. A ja myślę: Jak ten czas szybko mija. I jestem coraz bliżej spotkania z Chrystusem Królem w czasach ostatecznych. Chciałbym, aby to spotkanie było radosne i taką mam nadzieję. Ale do tego trzeba się przygotować. W ostatnim czasie stażysta w CNN przeglądał archiwa tej stacji i natrafił na wideo przygotowane na ewentualny koniec świata. W jednej ze scen orkiestra gra pieśń kościelną „Być bliżej Ciebie chcę”, wzorowaną na XIX-wiecznej angielskiej pieśni Nearer, my God, to Thee inspirowanej snem Jakuba z Księgi Rodzaju. Według niektórych świadków ten hymn był grany jako ostatni utwór, przez orkiestrę na tonącym Titanicu”. Jakże wymownie musiała brzmieć ta pieśń na statku na burtach którego były napisy: „Nawet sam Chrystus nie zatopi tego statku” oraz „Nie ma Boga, który by zdołał ten statek w odmętach morskich pogrążyć”.
Aby być gotowym na przyjęcie Królestwa Bożego winniśmy śpiewać tę pieśń całym naszym życiem nie tylko w ostatniej jego godzinie. Przypominają nam o tym prorocy, których Bóg ciągle posyła do nas, jak proroka Jonasza do grzesznej Niniwy: „Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które Ja ci zlecam”. Jonasz poszedł i wzywał do nawrócenia. Mieszkańcy Niniwy nawrócili się, a Pan powstrzymał każącą rękę. A my, jakże często jesteśmy podobni do małego Kacpra, którego siostra katechetka przygotowywała do I Komunii św.. Otóż Kacper przyjechał z rodziną w odwiedziny do swojej babci, u której, poczuł się zbyt swobodnie i zaczął psocić. Babcia powiedziała, żeby zachowywał się dobrze, bo święta Rita patrzy na niego. Kacper zdziwiony spojrzał na figurkę św. Rity w habicie zakonnym, trochę się uspokoił i grając na komputerze od czasu do czasu podejrzliwie spoglądał na świętą. Babcia wyszła na chwilę z pokoju, a gdy wróciła zobaczyła figurkę św., Rity odwróconą do ściany. Kacper siedział zadowolony w przekonaniu, że św. Rita nie patrzy na niego. W wypadku dziecka wygląda to zabawnie, ale gdy dorosły tak się zachowuje, to jest to żałosne i tragiczne.