zxx postac

Pisywał erotyczne kawałki pod kilkoma pseudonimami, pił, wciągał kokainę i wykłócał się o wierszówki w pisemkach dla dorosłych. Więcej zarabiał w pralni. Tak, to on; Stephen King. Jeden z najpopularniejszych autorów świata.

Jego ojciec był obwoźnym sprzedawcą – popularne zajęcie w tamtych latach, dziś zastąpione przez internetowe firmy wysyłkowe – oraz tzw. kobieciarzem. Pojawiał się i znikał, prawdopodobnie w życiu wielu kobiet jednocześnie pełnił rolę męża-marynarza, aż kiedyś zniknął na amen.

Matka Stephena, która wychowywała też starszego od niego, adoptowanego syna, odczekała jakiś czas, a gdy przekonała się, że już nie wróci, wyruszyła wraz z synami we własną drogę. Stephen miał wtedy dwa lata. Zanim ukończył 10. zdążyli mieszkać w kilku stanach i kilkunastu różnych miejscowościach, w przyczepach, motelach i wynajętych pokoikach. W końcu osiedlili się w Maine, u chorych dziadków i tam już zostali, także po ich śmierci.

Przez całe dzieciństwo Stephen bał się wszystkiego: pająków, węży, ciemności, mgły, tego, co może wypełznąć spod łóżka. Z czasem, żeby jakoś rozładować lęki, zaczął zapisywać swoje fantazje, potem wspólnie z bratem wymyślili, że będą wydawać pisemko dla sąsiadów i zamieszczać tam swoje utwory.

„Jeśli chcesz pisać, musisz dużo czytać. Nie ma innej drogi.”
Pomimo rozbuchanej wyobraźni przeszkadzającej mu skupić uwagę, zaczął studiować literaturę angielską i miał szczery zamiar zostać nauczycielem. W czasie wizyty w bibliotece poznał Tabithę. On – nerwowy, niekiedy wręcz histeryczny, skoncentrowany na sobie. Ona – otwarta, towarzyska, z zacięciem do działań społecznych.

Obydwoje uwielbiali książki i mieli to samo marzenie: pisać! Ich pierwsze dziecko urodziło się rok przed, następne rok po ślubie, trzecie kilka lat później i na razie musieli jakoś przetrwać. On pracował w pralni, a wieczorami pisywał zaprawione seksem opowiadania dla męskich pisemek. Ona swoje literackie pomysły odłożyła, dorabiała, gdy mogła i wzięła na siebie wszystkie obowiązki domowe. Gdziekolwiek mieszkali – a znów zaczęła się wędrówka po wynajętych pokoikach i domach na kółkach – starała się, żeby miał swój kąt do pisania.

Ale to nie wystarczyło. Jak opowiadał, to właśnie wtedy zaczął w tajemnicy pić i brać różne środki, „żeby ich wszystkich nie zabić”. Nikt mu nie powiedział, że od czasu do czasu każdy ma ochotę „zabić” najbliższe sobie osoby, a niektórzy z detalami wyobrażają sobie ich śmierć. Atawizm, przesadnie rozwinięta potrzeba kontrolowania, bezpieczny sposób odreagowania; w zależności od szkoły psychologicznej tłumaczenia tego fenomenu są różne. Na ogół szybko się o tym zapomina.

Jego córka wspomina, że aby być pewnym, że czytają, kazał im słowo po słowie nagrywać na taśmy książki; jako dwunastolatka nagrała tak, między innymi, całą Annę Kareninę. Codziennie przed snem musieli opowiadać jakąś wymyśloną historię. „To był prawdziwy koszmar!”- podsumowała Naomi, obecnie pastorka kościoła Unitariańskiego, która mieszka na Florydzie ze swoją partnerką. Jej dwóch braci zostało pisarzami, jak ojciec. King jest przekonany, że to dzięki jego systemowi wychowawczemu.

„Talent jest tani jak sól. Sukces wymaga wysiłku.”
W szkolnej szatni dziewczyny obrzucają zużytymi tamponami i podpaskami stojącą nago pod prysznicem, tulącą się do ściany koleżankę – taka była pierwsza scena opowiadania zamówionego przez pisemko dla mężczyzn jako pretekst do zamieszczenia kilku pikantnych ilustracji. Ale redaktor marudził, ciągle mu było mało.

Zniecierpliwiony King w końcu porzucił pomysł. „Carrie” uratowała Tabitha. Uważała, że postać jest świetna, tylko trzeba ją rozbudować, wzbogacić historią życia, obudować szczegółami, dać też innym postaciom jakieś konkretne osobowości. Protestował. Podrzucała mu kolejne pomysły, krytykowała. Kłócili się zajadle. „Carrie” stała się w końcu pierwszą jego książką i – jak twierdzi wielu krytyków – najlepszą w jego dorobku.

On sam wspomina, że ciężko mu się pisało, a swojej bohaterki nie lubił, nie mniej, kiedy już udało się znaleźć chcące zaryzykować wydawnictwo, zarobił na niej 400. tysięcy dolarów. To mu dawało wolność. Koniec z użeraniem się o pieniądze w redakcjach i wysłuchiwaniem, jaki marny rok ma prasa, koniec z pisaniem określonej ilości znaków na zamówione tematy i terminy.

Tabitha też w końcu mogła kupić sobie biurko i powoli wrócić do pisania; jest autorką dziewięciu własnych książek. Kupili dom, pierwszy w życiu, musiała wszystko przeorganizować. Ale to jednocześnie oznaczało, że mniej czasu będzie spędzać na dyskusjach z nim i wytrwałym dopytywaniu o losy następnych bohaterów. Żeby jakoś, jak to później tłumaczył, przestać myśleć o wszystkich swoich fobiach i lękach, zwiększył sobie dawki alkoholu, znalazł dostęp do narkotyków, zresztą już wcześniej próbował dosłownie wszystkiego.

Kiedy „Carrie” była przerabiana na film i jeździł często do Hollywood, poznał kokainę. „Kiedy wciągnąłem pierwszy raz, od razu wiedziałem, że zawładnęła mną całkowicie, moim ciałem i duszą”- wspominał później.

„Ufność niewinnych jest najlepszym narzędziem w arsenale kłamcy.”
Na początku brał tylko, kiedy pracował, bo chciał pisać całymi dniami i nocami, bez przerwy. Potem się regenerował, łykał tony witamin – i znów wracał do pisania, wciągania, picia. Swoje nałogi sprytnie ukrywał.

W tym czasie państwo King zakupili następny dom, w zamyśle jako wakacyjny, ale w końcu stał się ich stałą bazą do dziś, na zimę przenoszą się do posiadłości na Florydzie. Dom – w Bangor – jest… dziwny. Wybudowano go w XIXwieku i wtedy był wiktoriańską, nieco większą willą. Kolejni właściciele co jakiś czas coś dostawiali; kolumny, tarasy, ganki, oranżerię. Stephen dołożył od siebie kilka następnych daszków, metalową, czarną bramę z motywami pajęczyn i ogromne nietoperze strzegące wejścia – ale i tak trzeba było zatrudnić w końcu realną ochronę.

Dom fascynował i fascynuje niektórych fanów nieco przesadnie. Dla niego stał się swoistą pułapką. Miał tam wielkie biuro, tylko dla siebie. Mógł pracować całymi dniami i nocami. Stał się jeszcze bardziej wybuchowy, więc wszyscy go unikali, chodzili na palcach, no bo wiadomo, tworzy.

Dopiero później wyznał, że w tym czasie kokaina już tak zniszczyła mu śluzówki, że nieustannie krwawił i żeby w ogóle pisać, zatykał sobie nos gąbkami, a i tak krew przesiąkała i czasem zalewała klawiaturę. Jednak na wszystkie nagabywania żony odpowiadał agresją, aż pewnego dnia, gdy Tabitha weszła do jego biura, zastała go nieprzytomnego, w kałuży krwi i wymiocin.

„Potwory i duchy są realne. Żyją w nas i czasami zwyciężają”
Najpierw sprawdziła, czy żyje, zadzwoniła po znajomego lekarza i przyjaciół, potem przeszukała cały pokój. Znalazła wszystko: torbę białego proszku, środki uspokajające, prochy, alkohol i Listerinę, której kokainiści używają, bo ich zdaniem wzmaga działanie. Wszystko to wyłożyła przed nim – i tak ich zastali.

Tłumaczył, że musi brać, bo bez tego nie potrafi pisać. Pokazała mu recenzje jego ostatniej książki pisanej ewidentnie na wysokich dawkach. Ani jednej pozytywnej. Dołożył swoje lekarz; organizm zdewastowany. Tabitha przy wszystkich złożyła przysięgę, że zostawi go, jeśli nie przestanie brać. Obiecał. I próbował. Co nie znaczy, że od razu mu się udało.

Proces powrotu trwał kilka lat. Początkowo osiągnięciem były pojedyncze dni bez alkoholu lub prochów. Kiedy tylko był trzeźwy, natychmiast wpadał w panikę, że nic więcej nie uda mu się napisać. Oskarżał żonę, że chce zabić jego talent, że chce nim zawładnąć, manipuluje, że to wszystko przez nią. Kiedyś wytrzymał cały tydzień – i pod koniec zaczął rozumieć, co sobie sam zrobił.

Odtruł się, ale pisać na trzeźwo nie umiał. Tabitha siedziała z nim teraz całymi godzinami, podrzucała słowa, namawiała na następne zdania. W końcu uwierzył, że jego mózg może pracować bez dopalaczy. Kiedy w 1999 roku uległ wypadkowi, z którego cudem uszedł z życiem, wszyscy bali się, że nie zniesie bólu i sięgnie po narkotyczne znieczulacze, ale wytrwał, pomimo że spędził kilka miesięcy praktycznie unieruchomiony, w kołnierzu ortopedycznym i z nogą poskręcaną na śruby.

„Jestem literackim ekwiwalentem Big Mac’a i frytek.”
Wydał 86 książek. Mają zdumiewająco różny poziom. Pisywał na ich podstawie scenariusze i artykuły o swojej twórczości. Czasem pojawiają się – bez dowodów – plotki, że pisze je wspólnie cały klan lub, że ma innych pomocników.

Krytycy dodatkowo zarzucają mu; rozwlekłość, wypełnianie objętości zbędnymi opisami, pewną niedbałość w konstruowaniu charakterów – i to wszystko prawda. Ale czytelnicy jakoś sobie z tym radzą, jest jednym z najpopularniejszych autorów świata, sprzedano 350. mln. egzemplarzy jego książek, zarobił na tym 400. milionów dolarów, na tyle obecnie jest wyceniany jego majątek. I też zawsze – cokolwiek o tym myśleć – chciał być pisarzem popularnym, a nie doskonałym.