Slowo na niedziele

Bracia:
Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi. Mówię to dla waszego pożytku, nie zaś, by zastawiać na was pułapkę; po to, byście godnie i z upodobaniem trwali przy Panu.

1 Kor 7,32-35

Dzisiejsze rozważanie o wezwaniu każdego z nas do szukania „wielkiej światłości”, która rozświetla mroki naszego życia, ukazuje nasze miejsce na ziemi i w wieczności rozpocznę od sympatycznego dialogu Kasi Ziółkowskiej, autorki Kuriera Plus ze swoją sześcioletnią córeczką Agnieszką:
– Mamo dlaczego księża nie mają rodziny?
– Bo jakby mieli rodziny to nie mieliby tyle czasu dla wiernych i dla Pana Boga, bo byliby zajęci swoimi problemami i swoimi rodzinami.
– Mamo, ale człowiek, który nie ma rodziny jest bardzo samotny.
– Wiem córuś, dlatego my, wierni musimy kochać księży, żeby nie czuli się samotni, ale mieli świadomość, że jest ktoś, kto się o nich troszczy i jest im życzliwy.
– Mamo, jak będę dorosła, to będę pierwszą kobietą księdzem i to zmienię i księża będą mieli rodziny.
Gdy Agnieszka dorośnie, a ja jeszcze będę żył, to zapytam ją, jak wygląda sprawa obietnicy z roku 2015 odnośnie rodzin księży. Zapewne zobaczę rozbawioną minę, przypominającą bardzo prostą, dziecięcą receptę na szczęśliwe życiowe. I wtedy porozmawiamy o powołaniu każdego człowieka, które jest realizowane na różne sposoby i na różnych drogach. Szczęśliwy ten, kto rozpoznał swoje powołanie i poszedł za jego głosem. W przeciwnym wypadku nie zazna radości życia i szczęścia. Będzie smutnym i nieszczęśliwym wyrobnikiem księdzem, wyrobnikiem lekarzem, wyrobnikiem ojcem, wyrobnikiem matką, wyrobnikiem dziennikarzem, wyrobnikiem politykiem i tak dalej.

Dla większości z nas rodzina jest miejscem realizowania życiowego powołania i odnajdywania radości życia. Wystarczy jednak, że jeden z małżonków sprzeniewierzy się powołaniu, które potwierdził przy ołtarzu, a wtedy zamiast rodzinnego szczęścia pojawia się cierpienie. Napisała o tym do mnie kilka miesięcy temu młoda matka, Agnieszka: Szczęść Boże, Proszę księdza mam straszny problem, moje życie się rozpadło. Mąż po siedmiu latach małżeństwa zostawił mnie z trzymiesięcznym synkiem, na którego czekaliśmy pięć lat i bez słowa wyjaśnienia odszedł do innej kobiety. Zostawił nas bez środków do życia i wniósł sprawę o rozwód. Nie kontaktuje się ani ze mną ani z synkiem, mamy ślub kościelny, nie wiem jak mam dalej żyć, nie rozumiem tego co się stało, nie potrafię sobie tego wytłumaczyć, jako katoliczka czuję się bezsilna, modlę się, żeby Bóg pozwolił mi przebaczyć mężowi, ale mąż zachował się wobec nas strasznie. Jechaliśmy do Polski na chrzest naszego synka a mąż 200 km. od domu wyrzucił nas z samochodu, wyrzucił nasze rzeczy i bez słowa odjechał, pozostawiając nas w nocy bez żadnej pomocy. Na chrzest syna w ogóle nie przyszedł. Teraz mieszka z inną kobietą i układa sobie nowe życie, podeptał nasz ślub, przysięgę małżeńską, zniszczył nasze małżeństwo, porzucił synka i nie ma żadnych wyrzutów sumienia, teraz czekamy na rozwód, którego ja nigdy nie chciałam i nadal nie chcę, ale jestem postawiona przed faktem i nie wiem jak mam dalej żyć, co według księdza powinnam zrobić, czy mam prawo jako katoliczka ułożyć sobie kiedyś życie i nie mieć grzechu, czy do końca życia powinnam zostać sama? Proszę mnie nie zrozumieć źle, nie szukam przygód, ani nowej miłości, jestem po prostu bardzo smutna, załamana. Bardzo księdza proszę o jakąś radę, potrzebuję jej. Pozdrawiam serdecznie.

W śpiewie przed Ewangelią na dzisiejszą niedzielę słyszymy słowa: „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło”. Ewangelia wskazuje na Chrystusa, który jest tą Światłością. Zaś Chrystus swoimi czynami potwierdza tę prawdę. Nauczając w synagodze w Kafarnaum wyrzucił złego ducha z opętanego, tak że zebrani pytali jeden drugiego: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”. Chrystus jest światłością, która rozświetla mroki naszej duszy i ma moc zwycięstwa nad złem i śmiercią. Naszym zasadniczym powołaniem jest odkrywanie tej Światłości i podążanie za nią. To odnosi się także do rodziny. Gdy małżonkowie odkryją to powołanie i pójdą za nim, wtedy taka sytuacja, jak u pani Agnieszki nie zdarzy się. Ale nawet w „zdekompletowanej”, zranionej rodzinie, światło Chrystusa umożliwia odnalezienie szczęścia i radości, którym minione cierpienia dodają wyjątkowej głębi.
Misja niesienia światu tego Światła jest tak ważna, że Bóg powołuje niektórych z nas, aby głoszenie światła słowa Bożego stało się głównym celem życia, ważniejszym nawet niż założenie własnej rodziny. Jeśli powołany otworzy się na to Światło, wtedy nigdy nie odczuje samotności. Chrystus powiedział: „I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy”. W to „stokrotne” pomnożenie bliskich osób wpisuje się także życzliwe i otwarte serduszko małej Agnieszki. Takie serduszka są bardzo ważne w posłudze kapłańskiej, niosą one wiele radości i umocnienia. Są one jak róże na naszej drodze, jak uśmiech przyjaźni spotkany na ulicy. A za tym wszystkim, bardzo często kryje się modlitwa, która jest źródłem ogromnej mocy. Powstał nawet Apostolat Modlitwy Margaretka. Na stronach tego Apostolatu czytamy: To niezwykle potrzebne w naszych czasach dzieło modlitwy za kapłanów, dlatego zachęcamy wszystkich wiernych – proście Pana Żniwa, aby nie zabrakło głosicieli Dobrej Nowiny! Istotą Apostolatu jest codzienna modlitwa za konkretnych kapłanów, jako odpowiedź na prośbę Maryi Królowej Pokoju. Za danego kapłana modli się stale siedem osób, każda w wybranym dniu tygodnia. Każda osoba przyjmuje na siebie obowiązek odmawiania wybranej modlitwy za kapłana + koronkę z Medziugorja.

Znam osoby z mojej Margaretki i nieraz odczuwam moc tej modlitwy i życzliwego wsparcia. Oczywiście, ja też pamiętam w swojej modlitwie kapłańskiej o członkach mojej Margaretki. Tym sposobem dokonuje się wymiana duchowych darów, która jest bardzo ważna dla całej wspólnoty wierzących. Na koniec wysłuchajmy słów św. Jana Pawła II, który ogarnięty Światłem Chrystusa tak pięknie zrealizował swoje powołanie, pomagając innym odkrywać to Światło: Jasno dostrzegałem, że to, co odczuwałem we własnym sercu nie było ludzkim głosem ani moim własnym wymysłem. Chrystus wołał mnie do służenia Jemu jako kapłan. I mogę powiedzieć, że jestem głęboko wdzięczny Bogu za moje kapłańskie powołanie. Nic nie ma dla mnie takiego znaczenia i nie daje większej radości od codziennego sprawowania Mszy św. i służenia Ludowi Bożemu w Kościele. I jest tak od pierwszego dnia moich święceń kapłańskich. Nic tego nie zmieniło, nawet fakt zastania papieżem. Każda osoba ludzka powołana jest do zjednoczenia się z Bogiem. Pan stworzył nas po to, abyśmy poznali Go, kochali i Jemu służyli. W czynieniu tego kryje się tajemnica nieustannej radości.