Władimir Putin bez większych niespodzianek zwyciężył w wyborach prezydenckich w Rosji, zdobywając ponad 70 procent głosów. Z gratulacjami pospieszył Donald Trump.

 

Nie ma żadnych wątpliwości, że Putin cieszy się w Rosji wielką popularnością. Wybory wygrałby zapewne także i wówczas gdyby nie były one poprzedzone wielką akcją propagandową podczas której przeprowadzono aresztowania rzekomo skorumpowanych urzędników i politycznych przeciwników prezydencja Rosji. Zakazem startu w wyborach został objęty między innymi najważniejszy dziś opozycjonista w Rosji – Aleksiej Nawalny. Nie pozwolono mu ubiegać się o prezydenturę dlatego, że miał na swoim koncie sprawę karną. Warto jednak wiedzieć, że Nawalnego zamknięto do więzienia nie za jakieś szemrane interesy tylko za organizowanie opozycyjnych wieców przeciwko Putinowi. Obecny władca Rosji w ten właśnie sposób pozbywa się konkurencji. Jeśli zaś jego krytycy są poza zasięgiem rosyjskich sądów wysyła odpowiednich ludzi z trucizną. Tak stało się z m.in. z Aleksandrem Litwinienką, który państwo Putina określał „państwową mafią”, tak też stało się ostatnio z Siergiejem Skripalem, który wraz z córką został otruty przy pomocy środka paraliżująco-drgawkowego, pochodzącego jeszcze z sowieckich laboratoriów z bronią chemiczną.

Przed wyborami Putin zadbał o to by przypomnieć Rosjanom, że to właśnie on jest dziś jedynym obrońcą Rosji zdolnym przywrócić jej potęgę z czasów ZSRR, prezentując nową nuklearną torpedę i nowe rodzaje rakiet balistycznych, które – jak mówił – zdolne są ominąć amerykańską linię obrony. Podczas prezentacji tych pocisków prezydent Rosji zaprezentował nawet specjalną animację wideo, gdzie jako cel służyła Floryda, na której znajduje się Mar-a-Lago, rezydencja Donalda Trumpa.

 

Po zwycięstwie w wyborach, w których frekwencja wyniosła blisko 68 proc. i była wyższa niż podczas poprzedniej elekcji prezydenckiej, 65-letni Putin zagwarantował sobie władzę na kolejną sześcioletnią kadencję. Teoretycznie, w związku z istniejącymi dziś ograniczeniami, powinna to być już ostatnia kadencja polityka rządzącego Rosją od 2000 roku. Przykład Chin, które ostatnio zniosły takie ograniczenia, dając prezydentowi Xi Jinpingowi możliwość sprawowania władzy tak długo jak będzie chciał, pokazuje jednak, że przepisy będące świętością w krajach demokratycznych, niekoniecznie muszą być tak trwałe w dyktaturach.

Co do tego, że państwo rosyjskie ma obecnie znamiona dyktatury mało kto ma chyba wątpliwości. Choć oczywiście autorytaryzm Putina, podobnie jak np. autorytaryzm Jinngpinga nie jest jawny tylko ukryty, pod fasadą instytucji demokratycznych. Dlatego Putin zezwolił na start w wyborach prezydenckich „konkurentom”, oczywiście takim, którzy w żaden sposób nie mogli mu zagrozić. Kandydat rosyjskich komunistów Pawel Grudinin uzyskał nawet 13 proc. głosów. W wyborach startowała też 36-letnia Ksenia Sobczak, rosyjska celebrytka, którą poparło 2 proc. wyborców.
Z gratulacjami dla Putina, wkrótce po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów, pospieszył Donald Trump, co samo w sobie nie powinno budzić kontrowersji. Do prezydenta Rosji dzwoniła również kanclerz Niemiec Angela Merkel, czy np. prezydent Francji Emmanuel Macron. Gratulując Trump, wbrew temu co sugerowali mu doradcy nie wspomniał jednak ani o sprawie otrucia Skripala, co wywołało największe od czasu zimnej wojny napięcia w stosunkach Wielka Brytania-Rosja, ani o próbach wpływania na wynik wyborów w USA. Trumpa skrytykowało za to wielu członków Partii Republikańskiej m.in. senator John McCain, który w wydanym oświadczeniu stwierdził: „prezydent Stanów Zjednoczonych, gratulując dyktatorowi zwycięstwa w pozornych wyborach, nie zachowuje się jak przystało na lidera wolnego świata. Robiąc to daje policzek w twarz obywatelom Rosji, którzy nie mają prawa do głosowania w prawdziwie wolnych i demokratycznych wyborach”.

 

Tomasz Bagnowski