Donald Trump, który przez znaczną część pierwszego roku urzędowania miał kłopoty z realizacją swojego programu, wraz z większością republikańską w Kongresie powoli zaczyna zmieniać Amerykę według swojego planu. Rok 2018 może być trudniejszy. Czekają nas bowiem wybory.

 

Przyjęcie ustawy podatkowej, co republikanom udało się osiągnąć bez jednego nawet głosu wsparcia Partii Demokratycznej, to pierwszy i właściwie jedyny znaczący polityczny sukces Donalda Trumpa. Wszystkie inne, jak wprowadzenie do Sądu Najwyższego konserwatywnego prawnika, czy dekrety mające na celu zahamowanie lub ograniczenie imigracji do USA z niektórych krajów, prezydent mógł osiągnąć praktycznie bez ogląda się na Kongres. Podobnie było z decyzją o otwarciu części Alaski dla wierceń w poszukiwaniu ropy i gazu, czy z ograniczeniem terenów chronionych w stanie Utah. Wystarczyły prezydenckie dekrety.

Nowe podatki to zmiana znacząca, która najprawdopodobniej na lata pozostawi republikański odcisk na gospodarce USA. Ustawa przyjęta przez Kongres po długotrwałych sporach jest przede wszystkim korzystna dla korporacji i ludzi zamożnych. Klasa średnia i biedniejsi Amerykanie na niej stracą, bo podatki indywidualne zostały obniżone tylko czasowo. W roku 2027 obniżki dla osób indywidualnych wygasną, dla korporacji pozostaną. W konsekwencji osoby zarabiające w granicach 50,000 – 75,000 dolarów rocznie będą płacić więcej.

Wśród ekonomistów nie ma zgody co do tego jakie będą konsekwencje zmian. Znacząca większość nie zgadza się z przewidywaniami republikanów, że spowodują one gigantyczne ożywienie gospodarcze, które pozwoli na opłacenie powiększonej przez ulgi dziury budżetowej. Tego jednak na pewno nie wiemy. Być może rzeczywiście stanie się cud i wielkie amerykańskie firmy przestaną ukrywać dochody za granicą i zamiast budować fabryki w Chinach czy Meksyku, pozwalające im wykorzystywać tanią siłę roboczą, zaczną zatrudniać Amerykanów. W tym wyborców Trumpa, czekających na powrót miejsc pracy w kopalniach i pozamykanych zakładach pracy.

Rok 2018 będzie pierwszym poważnym sprawdzianem, który pokaże jak wprowadzane zmiany i ogólnie nowe porządki polityczne w kraju podobają się wyborcom. 6 listopada tego roku wybrany zostanie nowy skład Izby Reprezentantów, 33 ze 100 senatorów, a także 39 nowych gubernatorów. Odbędą się też wybory do legislatur stanowych.

Historia wyborów w połowie kadencji pokazuje, że przeważnie są one trudne dla urzędującego prezydenta i rządzącej większości. Dla przykładu demokraci triumfujący po sukcesie Baracka Obamy, który znacząco pokonał Johna McCaina w wyborach prezydenckich w 2008 roku, w połowie jego pierwszej kadencji ponieśli sromotną klęskę. Była ona jedną z największych od czasu Wielkiej Depresji. Partia Republikańska zwiększyła wówczas stan posiadania w Izbie Reprezentantów o 63 głosy, a w Senacie o 6. Republikanie przejęli również kontrolę w 29 stanach wprowadzając tam na urzędy swoich gubernatorów, zdobyli też większość w szeregu legislatur stanowych. Dało im to możliwość skuteczniejszego blokowania poczynań demokratycznego prezydenta, który jak pamiętamy sfrustrowany brakiem możliwości wprowadzania zmian często odwoływał się do dekretów. Donald Trump zaczął rządzić dekretami jeszcze zanim doszło do pierwszych wyborów.

Niedawna przegrana republikańskiego kandydata w konserwatywnym stanie Alabama może zwiastować kłopoty Trumpa i GOP. Niekoniecznie jednak musi tak być. Alabama była przypadkiem szczególnym. Republikanin Roy Moore przegrał przecież nie z racji swojej przynależności partyjnej, ale ze względu na oskarżenia o seksualne molestowanie nieletnich dziewcząt.

Wiele zależeć będzie od tego jak przed 6 listopada 2018 roku działać będzie GOP i prezydent. Jeśli Trumpowi i republikańskiej większości uda się nakłonić demokratów do współpracy przy realizacji niektórych swoich zamierzeń, polityczny klimat w kraju będzie lepszy i tym samym większe ich szanse wyborcze. Pola kompromisu są co najmniej dwa: imigracja i infrastruktura. Donald Trump chce poprawy stanu dróg, mostów i transportu publicznego Współpraca z demokratami w tej mierze jest jak najbardziej możliwa. Prezydent, a republikanie za nim, mogą też zmiękczyć swoją nieprzejednaną postawę wobec nielegalnych imigrantów. Pierwsza sprawa do załatwienia do kwestia pozwolenia na pozostanie w USA osobom, które nielegalnie przekroczyły granicę jako dzieci.

 

Tomasz Bagnowski