Seryjny uwodziciel. Podziwiany przez kobiety wielu pokoleń za tzw. męskość akcentowaną na ekranie beztrosko palonym papierosem, milkliwością i rewolwerem zawsze gotowym do strzału, w życiu realnym Clint Eastwood walczy o kontrolowany dostęp do broni, nie pali, medytuje, gra w golfa, dba o zdrową dietę, jest gadatliwy. Bywa wulgarny.
Przy dużej ilości broni, bezpiecznie można się czuć tylko, gdy jest kontrolowana, uważa. Nawet na polowania nie chodzi.
Republikanin, ale krytykował ostro prezydenta Nixona – za brak moralności politycznej. Zresztą, etyka, moralność i filozofia życia to jego ulubione tematy do dyskusji. Uważa też, że wojna to zło i także zwycięzcy płacą za wygraną cenę ciągnącą się przez pokolenia. Jego zdaniem właśnie o tym opowiada „American Sniper” film, który wyreżyserował i wyprodukował; absolutny sukces kasowy, sześć nominacji do Oscarów i ostatecznie jedna wygrana – za podkład dźwięku – co niewątpliwie musiało Clinta zdziwić.
Od wczesnych lat grał w westernach i w oczach wielu osób tak został zanotowany; samotny wojownik. Szybkostrzelny. Macho. Z tym ostatnim określeniem też się nie zgadza. Twierdzi, że jego liczne, nieudane związki to efekt tego, że kobiety są jakie są, a małżeństwo ustanowiono w niebie, ale gromy i błyskawice też.
Może to zresztą wynik nieporozumienia, jak ze stowarzyszeniami, ktore pragną jego wsparcia w kwestii nieograniczonego dostępu do broni; wydaje się do tego idealny, a nie jest. Jego kobiety widzą silnego, dzikiego faceta, a dostają przeczulonego na swoim punkcie osobnika uprawiającego trzy razy dziennie Medytację Transcendentalną i wymagającego zestawu surówek do każdego posiłku. O kondycję i ciało zaczął dbać jako nastolatek – i tak mu zostało.
W międzyczasach
Jego życie osobiste jest o wiele bardziej skomplikowane od większości filmów w których grywał. Ośmioro dzieci z pięcioma kobietami, najstarsze ma lat 51, najmłodsze 16, sprawy o uznanie ojcostwa, ujawnienie nieuznanych wcześniej dzieci po latach, dwie żony, dwa dłuższe związki partnerskie, niezliczona ilość romansów z całą plejadą gwiazd i z kobietami poznanymi w samolotach, w trakcie zakupów i na stacjach benzynowych całego świata. A ponieważ ma dziś prawie 85, a dwa lata temu znów wyszło na jaw, że ma ukrywaną przed tzw. opinią publiczną dziewczynę, to naprawdę trudno się w tym wszystkim nie pogubić.
Chyba nawet on sam miał i ma nadal pewne trudności. I nie, nie stworzył tak lubianej w Hollywood „jednej wielkiej szczęśliwej pachworkowej rodziny”- choć jego rzecznik prasowy stara się jak może. Na tegoroczną ceremonię rozdawania Oscarów przyszedł ze swoją najnowszą partnerką. Poznał ją w hotelu, którego jest właścicielem.
Pracowała tam jako hostessa i pokochał jej zwyczajność. Pierwszy raz ożenił się po sześciu miesiącach znajomości z dziewczyną, którą poznał na randce w ciemno. Miał 23 lata i szybko uznał, że jest zdecydowanie za młody na takie ekstrawagancje jak zakładanie rodziny. Nie mniej, urodziła mu dwoje dzieci, z tym, że w tzw. międzyczasie zdążył też mieć już swoje pierwsze dziecko ze znajomą tancerką – co zresztą zostało wytropione przez prasę wiele lat później, gdy był już sławny, dopiero wtedy potwierdził swoje ojcostwo.
Jego byłej żonie sąd, pomimo, że nie ukrywali faktu wieloletniej separacji, przyznał 25. milionów z jego wtedy już szybko rosnącego majątku. W tej chwili jego majątek jest wyceniany na ponad 400. mln dolarów.
Bezwzględne euforie
Na dziesięć lat przed rozwodem związał się z aktorką i reżyserką Sondrą Locke, która w tym czasie też była mężatką. Formalnie. Jej mąż był gejem i nie ukrywał swojej orientacji. Clint zaprzyjaźnił się z nim i nawet kupił dom dla niego i jego przyjaciela, a on i Sondra zamieszkali razem.
Na dzieci się nie zdecydowali, choć była dwa razy w ciąży. A gdy pewnego dnia – byli wtedy razem 14 lat – wróciła z planu do domu, okazało się, że jej rzeczy są oddane do składu, zamki wymienione.
Później wyszło też na jaw, że w tym samym czasie, gdy chodził z nią na zabiegi, inna kobieta rodziła następną dwójkę jego dzieci. Była zdruzgotana, przyjaciele namówili ją na złożenie pozwu do sądu o odszkodowanie przysługujące długoletnim nieślubnym partnerkom. Pozew złożyła, po pewnym czasie wycofała.
Jednak szybko się okazało, że wprowadził ją w błąd obiecując załatwienie sprawy polubownie i wymianę odszkodowania na kontrakt w wytwórni, do czego zresztą nie miał prawa. Złożyła następny pozew, tym razem także o oszustwo. Na kilka minut przed ogłoszeniem wyroku, Clint poprosił o chwilę przerwy – po czym zdecydował się prosić o ugodę.
Nigdy nie ujawniono, ile zdecydował się zapłacić i ona w swojej autobiografii nie wymienia sumy, co znaczy, że tajemnica wchodzi w skład ich umowy. O nim samym Sondra pisze, że jest nieprawdopodobnie uroczy i jak w euforii, gdy czegoś potrzebuje i absolutnie bezwzględny i zdecydowany na niszczenie, gdy coś mu przeszkadza. Nie potrafi inaczej.
Widowiska w szafie
Tę dodatkową dwójkę dzieci urodziła mu poznana w samolocie stewardessa. Jak tłumaczyła, zaprosił ją do hotelu, zaszła w ciążę, urodziła dziecko. Z Clintem się nie kontaktowała, ale znów się spotkali, znów ją zaprosił – i tak dalej. Dzieciom wpisała w metryki; ojciec nieznany. Tę znajomość trzymał w tajemnicy ponad dziesięć lat. W tym czasie mieszkał ze swoją następną partnerką, aktorką Frances Fisher, która też urodziła mu dziecko. 35 lat młodszą Dinę, reporterkę lokalnej telewizji poznał, gdy robiła z nim wywiad. Zachwycił się jej inteligencją, opowiadał wszystkim dookoła, jaka jest nadzwyczajna i że w jednym – za przeproszeniem – paluszku ma więcej feromonów niż cała drużyna cheerleaderek. Ślub przygotował po kilku miesiącach znajomości w Las Vegas, w tajemnicy, w ramach niespodzianki. Chciał, żeby rzuciła zabierającą zbyt dużo czasu pracę. Urodziła mu następne dziecko. Rozwiedli się, formalnie, dopiero w zeszłym roku, wniosła też o przejęcie całkowitej opieki nad ich córką.
Z ich wspólnego domu sama się wyprowadziła, wróciła też do swojej pracy. Nie obchodziło jej, że obsypuje nową dziewczynę podarkami wartymi setki tysięcy dolarów i chwali się, że przelewa miliony na jej konto. Ale autentycznie się wściekła, gdy kazało się, że najnowsza miłość jej ciągle jeszcze męża, buszuje po jej szafach i chodzi w jej ciuchach, na co dostała od swojego wtedy 83. letniego chłopaka pozwolenie, gdy ona leczyła w szpitalu depresję i napady lęków. Ich rozwód nie był przyjemnym widowiskiem.
Kochająca kamera
Aktorem mógł zostać dużo wcześniej. Ale nie chciał. Nauczyciel w szkole namawiał go na kółko dramatyczne i występy w lokalnym teatrze i startowanie w kastingach. Clint uważał, że to za duży wysiłek. Jego ojciec był robotnikiem, całymi latami przenosił się z miejsca na miejsce i zatrzymywał w wioskach i miasteczkach gdzie akurat była jakaś praca.
I jego też bardziej pociągały dorywcze zajęcia; bywał więc sprzedawcą, ratownikiem, rozwoził gazety, a resztę czasu spędzał wymyślając rozrywki na weekend i na treningach. W końcu kolega z wojska, który pracował jako ochroniarz w jednej z wytwórni, namówił go na zdjęcia próbne. Dostał swoją szansę, ale pod warunkiem, że zapisze się na lekcje sztuki aktorskiej. Robił błędy językowe, miał fatalną dykcję, jeszcze gorsze maniery i zeza, cedził wyrazy przez zęby i nie umiał się poruszać na planie. Sztywny jak przysłowiowy kij od szczotki – wspominają. Ale kamera go lubiła, był fotogeniczny, co w tamtych czasach miało ogromne znaczenie i w sumie producenci doszli do wniosku, że przy jego 1,93 wzrostu wystarczy, że będzie stał, spluwał, strzelał, milczał lub rzuci od czasu do czasu ze dwa słowa, albo oprą go o jakiś płotek wpatrzonego w niebo. I tak się stało.
Przez pierwszych dziesięć lat grywał niewielkie role. I wtedy, i gdy już był gwiazdorem – zagrał w spaghetti-westernie “The Good, the Bad and the Ugly”, który zawojował świat – reżyserzy nie lubili z nim pracować. Leniwy, arogancki i zupełnie bez szacunku dla czasu i pracy innych.
W swojej karierze aktorskiej był 11 razy nominowany do Oscara, zgarnął cztery statuetki. Miał wielkie ambicje polityczne, ale ze względu na skomplikowane życie osobiste zdecydowanie mu to odradzono. Nie mniej został burmistrzem swojego miasteczka w Kalifornii, a w czasie, gdy jego wielki przyjaciel Arnold Swarzenegger był gubernatorem tego stanu, pracował w jego administracji.
Zeza zreperował. Wyrazy przez zęby sączy nadal – ktoś słusznie zadecydował, że to niemożliwe do wyplenienia przyzwyczajenie może stać się jego znakiem firmowym i tak się stało.