Słowo na niedzielę

Gdy Piotr przybył do Cezarei, do domu Korneliusza, przemówił: „Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. Posłał swe słowo synom Izraela, zwiastując im pokój przez Jezusa Chrystusa. On to jest Panem wszystkich. Wiecie, co się działo w całej Judei, począwszy od Galilei, po chrzcie, który głosił Jan. Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Przeszedł On, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła, dlatego że Bóg był z Nim”.

Dz 10,34-38

Greg Thomas do roku 2009 prowadził normalne życie. Oprócz zawodowej pracy lubił spędzać czas na łowieniu ryb, polowaniu, rozkoszując się pięknem rolniczego regionu w stanie Minnesota. W maju 2009 r. zdiagnozowano u niego raka szyi i głowy, w czwartym stadium. To był dla niego szok. W czasie kuracji usunięto mu wszystkie zęby, pokarmy przyjmował tubą bezpośrednio do żołądka. Przeszedł 40 naświetleń i chemoterapii. Jednak nie przyniosło to większego efektu. Wrócił do domu w Montgomery, nie mając pewności ile zostało mu życia. Ku swemu przerażeniu, usłyszał przypadkowo rozmowę lekarza z jego rodziną, której doktor radził, aby powoli przygotowywała się do pogrzebu.

Po powrocie do domu Greg wychodził na długie spacery. Pewnego dnia dotarł do zapomnianego i zaniedbanego starego kościółka, przy którym był mały cmentarz. Chciał otworzyć drzwi kościoła, ale były zamknięte. Usiadł zatem na schodach i zaczął się modlić. W czasie modlitwy ogarnął go wewnętrzny pokój i rodziła się nadzieja. Od tego dnia codziennie przychodził w to samo miejsce, siadał na schodach i oddawał się modlitewnej zadumie. Pewnego dnia wpadł na pomysł odnowienia i wyremontowania tego kościoła. Udał się do najbliższego domu z nadzieją, że otrzyma klucze do kościoła. Drzwi domu otworzył Don Rynda, 82-letni członek tej parafii. Gdy Don usłyszał o zamiarach Grega, uradowany powiedział: „Zawsze o tym myślałem. To było moje marzenie”.

Wyżej wspomniany kościół pod wezwaniem św. Jana został zbudowany przez pierwszych czeskich osadników. Większość z nich spoczywa na przykościelnym cmentarzu, a inni wyjechali z tej miejscowości. Kościół się wyludniał i popadał w ruinę. Aż w końcu został zamknięty. Po wielu latach otworzył go Greg Thomas. Po przekroczeniu progu świątyni uderzył go zapach stęchłego powietrza i zgnilizny. Tak wspomina swoje pierwsze wejście do świątyni: „Wszystko wyglądało tak, jakby ludzie wyszli z kościoła po ostatnim nabożeństwie. Na ścianach były obrazy. Na ołtarzu leżał mszał. Nad ołtarzem stały figury Jezusa i Matki Bożej. W świecznikach były świece. W tabernakulum leżał zwinięty welon, którym okrywano Najświętszy Sakrament”. Jednak wszędzie można było zobaczyć zniszczenia poczynione przez upływający czas. W podłodze były dziury i leżały na niej martwe owady.

Wszystko było omotane pajęczyną. W chrzcielnicy pozostał tylko brudny ślad po wyschniętej wodzie. „Nie mogę zwlekać, muszę natychmiast zabrać się do roboty” – powiedział sobie Thomas. W zasadzie wszystko wymagało remontu. Trzeba było ostro zabrać się do pracy. Z czasem udało mu się wciągnąć innych ludzi do tego dzieła. Po pewnym czasie zauważył, że im więcej pracował przy remoncie świątyni, tym czuł się zdrowszy. „Wyglądało na to, że ja odbudowuję kościół, a Bóg odbudowuje moje zdrowie” – powiedział. I rzeczywiście Thomas, który był blisko śmierci, a lekarze nie dawali żadnych szans teraz czuł się bardzo dobrze, powrócił do zdrowia. Po czterech latach po raz pierwszy mógł zjeść normalnie posiłek. Thomas jest przekonany, że doznał cudu uzdrowienia. „Nie wierzę, że wyzdrowiałem dzięki medycynie”- powiedział. Thomas chciałby zakończyć prace remontowe przed Wielkanocą, bo miałoby to głęboką wymowę: „Wielkanoc mówi o odrodzeniu i zmartwychwstaniu, a mnie się to przydarzyło”.

Wiele lat wcześniej, tak wiele, że nawet historia traci rachubę, a rzeczywistość tamtego czasu dociera do nas w pięknych i pouczających historiach oraz przypowieściach, spisanych przez ludzi wybranych i natchnionych przez Boga. Jedną z nich jest historia raju, w którym Bóg umieścił człowieka. W bliskości Boga człowiek odnajdywał wszystko, co jest niezbędne do pełni szczęścia; miłość nie znającą granic, nieogarnioną radość, wieczność, w której nie było miejsca na cierpienie i śmierć. I to wszystko, czego każdy z nas pragnie do pełni wiecznego szczęścia. ŹZródłem tego wszystkiego był Stwórca. Jednak człowiek przez nieposłuszeństwo odwrócił się od Boga i ściągnął na siebie śmiertelną chorobę, którą nazywamy grzechem pierworodnym.

Jest to nie tylko śmiertelna, ale i zaraźliwa choroba, która przeszła na wszystkich ludzi. Człowiek utracił wszystko, co było dla niego rajem, z wyjątkiem jednego – miłości Boga, dzięki której ma szansę powrotu do utraconego raju. W mocy obiecanego Mesjasza odnajdzie drogę do raju. On uzdrowi człowieka z każdej, a szczególnie duchowej choroby i da moc zwycięstwa nad śmiercią. Jego przyjście w uzdrawiającej mocy zapowiada prorok Izajasz w pierwszym czytaniu: „On z mocą ogłosi Prawo, nie zniechęci się ani nie załamie, aż utrwali Prawo na ziemi, a Jego pouczenia wyczekują wyspy. Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności”.

Ewangelia na dzisiejszą niedzielę opisuje spełnienie obietnicy Bożej i proroctw Starego Testamentu: „W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Jezus nie potrzebował chrztu nawrócenia, jednak go przyjął. Św. Paweł w Liście do Koryntian rzuca pewne światło na tajemnicę chrztu Jezusa w Jordanie: „On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą”.

Św. Jan Paweł II, nawiązując do tego powiedział: „Chrystus objawił “w pełni” człowieka samemu człowiekowi właśnie dlatego, że On sam “nie znał grzechu”. Grzech bowiem nigdy nie ubogaca człowieka. Wręcz przeciwnie: deprecjonuje go, pomniejsza, pozbawia właściwej mu pełni. Przywrócenie mu jej, zbawienie upadłego człowieka jest podstawową odpowiedzią na pytanie o sens Wcielenia”. Samo Niebo potwierdziło, że czas uzdrowienia, czas zbawienia już się rozpoczął, Syn Boży, Mesjasz jest wśród nas. W czasie chrztu rozległ się nad Jezusem głos z nieba: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.

Ten głos rozległ się także nad nami w chwili naszego chrztu. Zostaliśmy uzdrowieni z grzechu pierworodnego i wszystkich innych, jeśli przyjęliśmy ten sakrament w wieku dorosłym. Chrzest daje nam sakramentalną moc uzdrowienia z wszelkiej choroby duchowej i moc zwycięstwa nad śmiercią. Łaska chrztu jest otwarta dla każdego człowieka. Św. Piotr po przybyciu do poganina Korneliusza i udzieleniu mu chrztu powiedział: „Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie”.

Przez chrzest stajemy się niejako świątynią Boga. Św. Paweł w Liście do Koryntian pisze: „Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście i że Duch Boży mieszka w was?” Czasami nasza świątynia ciała jest podobna do opuszczonej świątyni, którą odnawiał, wspomniany na początku Greg Thomas. Zródło mocy tryskające z sakramentu chrztu jest wyschnięte i osnute pajęczynami. Przyrzeczenia chrzcielne zapomniane. I tak jak Greg trzeba usiąść w modlitewnej zadumie na schodach tego kościoła, następnie otworzyć jego drzwi, wymieść śmiecie grzechu i stęchlizny, oczyścić z zapomnienia przyrzeczenia chrzcielne, a wtedy odczujemy radość i pokój odnowionej świątyni naszego ciała, świątyni Ducha Świętego.