Prezydent Donald Trump ugiął się pod presją i zakończył proceder odbierania dzieci rodzicom nielegalnie przekraczającym granicę USA. 

 

Od początku maja Stany Zjednoczone wprowadziły politykę „zera tolerancji” wobec nielegalnej imigracji, tworząc osobne ośrodki internowania dla dzieci i osobne dla rodziców. Administracja prezydenta Trumpa odseparowywała od rodziców nawet 2-3-letnie dzieci. Najmłodsze miało podobno osiem miesięcy. Przetrzymywano je w okratowanych pomieszczeniach, w specjalnie przeznaczonych do tego ośrodkach. Starsze dzieci również zamykano osobno niż rodziców m.in. w miasteczku namiotowym utworzonym przy meksykańskiej granicy. Kilkaset dzieci w minioną środę, pod osłoną nocy przerzucono do Nowego Jorku, do agencji Cayuga Centers, która zajmuje się umieszczaniem dzieci w rodzinach zastępczych. Ich rodzice prawdopodobnie zostali już deportowani.

Według raportu opracowanego przez agencję Associated Press rząd Donalda Trumpa od początku maja zdołał oddzielić od rodziców ponad dwa tysiące dzieci. Jak nietrudno się domyślić polityka ta wywołała falę wewnętrznej i międzynarodowej krytyki. O jej zmianę apelowało wielu demokratycznych i republikańskich ustawodawców, a także między innymi papież Franciszek.

Przez kilka tygodni prezydent Trump pozostawał głuchy na te wezwania twierdząc, że ma związane ręce, że prawo które nakazuje rozdzielanie dzieci od rodziców zostało wprowadzone za Baracka Obamy oraz że nie można go zmienić przy pomocy prezydenckiego rozporządzenia.

 

Odpowiedzialny za wprowadzanie w życie tej polityki prokurator generalny USA Jeff Sessions dla uzasadnienia całego procederu posługiwał się nawet Biblią, cytując listy apostoła Pawła z Nowego Testamentu, w których poleca on chrześcijanom by podporządkowywali się świeckim władzom. Ci, którzy się im nie podporządkowują (w tym wypadku osoby nielegalnie przekraczające granicę) muszą być ukarani. Na Biblię powoływała się też rzeczniczka prezydenta Sarah Sanders. „Przestrzeganie prawa jest bardzo biblijne. Biblia mówi o tym nie tylko poprzez listy św. Pawła” – twierdziła Sanders, odmawiając jednocześnie wskazania konkretnych fragmentów. Krótko mówiąc uzasadniając konieczność odłączania dzieci od rodziców rząd Trumpa brnął w coraz większy absurd. Kiedy jednak awantura wokół polityki „zera tolerancji” zrobiła się naprawdę głośna, a media zaczęły pokazywać zdjęcia płaczących kilkulatków, prezydent zmienił zdanie.

To co wcześniej było niemożliwe nagle stało się bardzo proste. Trump wydał rozporządzenie nakazujące zaprzestania separacji. Twarda polityka wobec nielegalnych imigrantów ma być kontynuowana, rodziny na rozpatrzenie ich spraw przez sądy imigracyjne będą jednak oczekiwać wspólnie. Co stanie się z dziećmi już odseparowanym od rodziców nie wiemy. Jak rodziny zostaną na nowo połączone również nie wiemy. Pewne jest natomiast, że Jeff Sessions i Sara Sanders będą musieli na jakiś czas odłożyć Biblię, lub znaleźć inne jej fragmenty uzasadniające nowe rozporządzenie Trumpa. Mówiąc jednak poważnie problem nielegalnej imigracji, z rozporządzeniem czy bez niego, nie został w żaden sposób rozwiązany.

Donald Trump ma w tej sprawie w zasadzie jedną propozycję. Wybudujmy na granicy z Meksykiem mur, który zatrzyma nielegalnych. Może rzeczywiście trochę z nich zatrzyma. Nikt chyba jednak nie sądzi, że nielegalna imigracja z powodu muru całkiem zniknie.

Są dwa podstawowo powody, dla których ludzie nielegalnie przedostają się do USA. Pierwszy – sytuacja gospodarcza w ich krajach jest fatalna, a dodatkowo często grozi im śmierć lub prześladowania. Drugi powód, równie ważny to fakt, że w USA znajdują zatrudnienie, które dają im Amerykanie. Z pracy ludzi bez papierów korzystają szeroko kontraktorzy, restauratorzy czy farmerzy. Nielegalni imigranci pracują też jako pomoce domowe i generalnie wykonuję prace, których nie chce podjąć się kto inny. Dopóki to się nie zmieni będą się do Ameryki przedostawać, choćby podkopem.
Patrząc na sprawę szerzej trzeba też wspomnieć, że znaczna część ludzi z Ameryki Środkowej, którzy podejmują niebezpieczną podróż do granicy USA planuje ubiegać się tu o azyl, co jest całkowicie legalne. Według Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka przyjętej przez ONZ w 1948 roku prawo do azylu ma każdy prześladowany człowiek. Oczywiście nie każdy ubiegający się azyl dostanie. Procedura jest skomplikowana i długotrwała. USA chcąc zmniejszyć liczbę składających podania dodatkowo ją utrudniają. By legalnie ubiegać się o azyl trzeba najpierw legalnie przekroczyć granice. Problem w tym, że osobom bez papierów często się to uniemożliwia. Patrole służb imigracyjnych po prostu odpędzają azylantów. Ludzie ci często tygodniami koczują później w pobliżu granicy czekając na swoją szansę. Zdesperowani próbują przedostać się do Stanów nielegalnie, tu jednak zostają aresztowani i trafiają do ośrodków internowania. W ten sposób azylanci próbujący korzystać z międzynarodowego prawa stają się nielegalnymi imigrantami, trafiają do obozów zatrzymań i po krótkim procesie imigracyjnym zostają deportowani do krajów pochodzenia. Zbudowanie na granicy z Meksykiem muru nic w tej sprawie nie zmieni.

 

Tomasz Bagnowski