Prezydenci USA i Rosji przez ponad dwie godziny rozmawiali w cztery oczy w Helsinkach. O czym? Nie wiemy, bo po szczycie nie wydano żadnego oficjalnego komunikatu.

 

 

Spotkaniom przywódców dwóch największych nuklearnych potęg świata towarzyszą zazwyczaj długotrwałe przygotowania. Staranie uzgadniania jest agenda, na wiele tygodni wcześniej wiadomo czego spotkanie będzie dotyczyć i jakich efektów można się spodziewać. Tym razem wszystko odbyło się inaczej.
Donald Trump i Władimir Putin spotkali się bez żadnego konkretnego powodu. Rozmowa odbyła się bez udziału doradców, wyłącznie w obecności tłumaczy. Nikt niczego nie notował, a przynajmniej nic po tym publicznie nie wiadomo. Nie wiadomo więc nic tylko czy podczas szczytu zapadły jakieś uzgodnienia, ale wręcz o czym była mowa. Donald Trump po spotkaniu oświadczył, że było ono „bardzo produktywne” Dlaczego? Nikt nie ma pojęcia.
Wszystkie komentarze, które po szczycie pojawiły się w amerykańskich mediach i krytyka z jaką spotkał się prezydent, dotyczą konferencji prasowej, na której Donald Trump pojawił się wspólnie z Władimirem Putinem. Konferencja też była raczej nietypowa. Odpowiedzi obu prezydentów były co najmniej wymijające, a w przypadku Trumpa czasem wręcz pozbawione logiki.
Dla przykładu. Kiedy jeden z dziennikarzy zapytał prezydenta USA czy zgadza się z raportem amerykańskich służb wywiadowczych stwierdzającym, że Rosja próbowała wpływać na wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych Trump odpowiedział: „mówią, że to była Rosja, a prezydent Putin mówi, że to nie Rosja. Mam zaufanie do obu stron”.
W dalszej części swojej wypowiedzi Trump dodał, że: „nie widzi żadnego powodu, dla którego miałaby to być Rosja.” Po powrocie do kraju stwierdził jednak, że w Helsinkach się przejęzyczył. „Moja odpowiedzi powinna brzmieć: nie widzę, żadnego powodu, dla którego nie miałaby to być Rosja”.

Władimir Putin również udzielał odpowiedzi niejasnych, ale w jego przypadku było to w pełni kontrolowane. Zapytany czy Rosja posiada kompromitujące materiały dotyczące Trumpa, który w 2013 roku miał rzekomo spędzić w Moskwie noc z prostytutkami, Putin nie zaprzeczył. Powiedział jedynie, że w owym czasie w ogóle nie zajmował się Trumpem i nie wiedział, iż jest w Rosji.
Jedna z odpowiedzi Putina była jednak przejrzysta i klarowna. Zapytany czy chciał, żeby Trump zwyciężył w wyborach prezydenckich Putin odparł: „tak chciałem, żeby on wygrał”. To przynajmniej jest więc oczywiste, tyle tylko, że wiemy o tym od dawna.
Krytycy Donalda Trumpa mocno atakują go za wypowiedzi udzielone na konferencji prasowej w Helsinkach. Niektóry, jak były szef CIA John Brennan, uważają wręcz, że otarł się on o zdradę. Nawet politycy bardzo Trumpowi przychylni, jak choćby Newt Gingrich mówią, że konferencja nie była jego dobrym występem. „Prezydent powinien wyjaśnić oświadczenie z Helsinek dotyczące naszych służb wywiadowczych. To jak dotąd najpoważniejsza pomyłka jego prezydentury, która powinna być skorygowana natychmiast” – napisał na Twitterze były przewodniczący Izby Reprezentantów.
Pytanie jednak czy powinniśmy bardziej przejmować się tym co Trump powiedział, czy też raczej tym czego nie powiedział. Podczas konferencji prasowej nie padły przecież żadne słowa potępiające politykę Władimira Putina wobec Ukrainy, nie było mowy o bezprawnej aneksji Krymu, o wspieraniu przez niego reżymu Baszszara al-Asada i innych poczynaniach Rosji, które mocno niepokoją kraje europejskie, w tym Polskę. Donald Trump w żaden sposób nie dał Putinowi odczuć, że USA nie tylko nie akceptują znacznej części jego działań, ale, że będą się im aktywnie sprzeciwiać. Zachowywał się tak jakby rozmawiał nie z byłym oficerem KGB, ale z przywódcą zaprzyjaźnionego kraju demokratycznego świata. Efekt jest taki, że po szczycie w Helsinkach można odnieść wrażenie, iż Ameryce znacznie dziś bliżej do Rosji Putina niż np. do Niemiec Angeli Merkel. Takie sygnały są dużo bardziej niepokojące niż kolejne wypowiedzi dotyczące rosyjskiego mieszania się w dawno zakończone wybory w USA.

 

Tomasz Bagnowski