Wtorek

Jest promyk nadziei, że w wojnie polsko-izraelskiej o pamięć, nie pozabijamy się do końca. Obecny w Izraelu agresywny antypolonizm teraz ujawniony niemile nas zaskoczył. Ale i w Polsce zaczyna się przegrzewanie tematu w kierunku „to Żydzi”. Nie lubię, żeby nie było za łatwo, więc – ci, co czytają te łamy, to wiedzą – wrzucam od czasu do czasu teksty Witolda Jurasza, byłego dyplomaty III RP, dzisiaj publicysty.

Pisze Jurasz: „O korzyściach z nienawiści. Nienawiść niszczy. Nienawiść jest złem. Nienawiść ma jednak pewną zaletę. Jest szczera. Jej przejawy, z którymi mamy do czynienia przy okazji nowelizacji ustawy o IPN mają dokładnie tę zaletę, że dowiedzieliśmy się kto jest kim i co jest czym.

Czego konkretnie się dowiedzieliśmy? Ano np. tego, że w Polsce jest antysemityzm. Do tej pory skrywany, maskowany różnego rodzaju wyrażeniami, które miały poprzez zastosowanie chwytów językowych go ukryć teraz stał się widoczny. Nikt, kto maszeruje pod Pałac Prezydencki z jawnie antysemickimi hasłami nie może już udawać, że nie wie o co chodzi, puszczać oka, mówić, że jest „judeosceptyczny”. Usprawiedliwieniem dla antysemityzmu nie jest już też to, że oto jest on jakoby jedynie reakcją na polonofobię Żydów. Nikt nie ma prawa nienawidzić innego narodu. Nawet jeśli w tym narodzie są ludzie nienawidzący nas.

Bo niestety są. Niestety przekonaliśmy się, że polonofobia to nie mit. Nienawiści do Polaków nie można tłumaczyć traumą 1968 r. czy wydarzeniami z okresu wojny. Nawet nie dlatego, że to dawne dzieje, ale dlatego, że nienawidzą ludzie młodzi.

Analogicznie jak napisałem akapit wyżej pisząc o naszym polskim antysemityzmie, tak możemy Żydom powiedzieć, że „nikt nie ma prawa nienawidzić innego narodu”, tym razem mając na myśli nas Polaków. Nawet jeśli są wśród nas antysemici. Jawne kłamstwa prawdopodobnego przyszłego premiera Izraela Yaira Lapida i dziennikarza współpracującego z New York Times, którzy fałszowali życiorysy swej rodziny, by móc występować w aureoli ofiar Polaków pokazują, że istnieje niestety coś takiego jak nienawiść do Polaków. Skandaliczny i obraźliwy film stworzony przez amerykańska fundację, w którym pada wyrażenie o „polskim holokauście” też pokazał, że i po żydowskiej stronie są nienawistnicy.

Nienawiść z obu stron dla ludzi przyzwoitych – z obu stron – była wyzwoleniem. Nie ma już problemu w tym, by móc powiedzieć antysemicie, że jest antysemitą, a Żydowi, który opluwa Polaka, że jest rasistą (…) Czas nienawiści to bowiem czas, w którym zdajemy egzaminy. Jedni z powodzeniem, inni nie. Kiedyś nasi rasiści się pilnowali i byliśmy do siebie podobni. Teraz się różnimy i to wyraźnie – są wśród nas rasiści i ludzie honoru. Nienawiść nas wyzwoliła i pozwoliła powiedzieć kto jest kim. To samo dotyczy skądinąd strony żydowskiej. Yair Lapid i Szewach Weiss to Żydzi. Jakżeż przecież różni. Może to zresztą najważniejsza nauka. Że każdy odpowiada jednak za swoje czyny, słowa i emocje. Dzięki nienawiści wiemy też jednak nie tylko kto jest kim, ale i co jest czym.

Wiemy, że dialog polsko – żydowski, w ramach którego omijaliśmy tematy trudne nie był takim sukcesem za jaki uchodził. Gdyby był, nie tak łatwo byłoby podpalać relacje polsko – żydowskie. Mało się mówiło o szmalcownikach i mało o małych podłościach z marca 1968 i nie dziwne, że my Polacy uważamy, że szmalcownicy to margines marginesu, a za „marzec” odpowiadają niemal wyłącznie Gomułka i Moczar. Żydowska strona uważała, że lepiej nie mówić o współpracy Żydów z NKWD po 17 września 1939 i Żydach w UB, o Stefanie Michniku, Helenie Wolińskiej i Salomonie Morelu. Tymczasem właśnie o tych wszystkich sprawach należało mówić i tak jak polską hańbą są szmalcownicy i „marzec”, tak żydowską to, że Helena Wolińska nigdy nie odpowiedziała za swe zbrodnie, do tego jeszcze kpiąc z ofiar, mówiła, że to z racji polskiego antysemityzmu nie może stanąć przed sądem.

Nienawiść pozwala nam powiedzieć, że zamiatanie spraw pod dywan niczego nie załatwia. Nienawiść zmusza do myślenia”. Amen.

 

Środa

Czytając różnych, współczesnych nowinkarzy, modnych filozofów czy intelektualistów, zawsze uderza mnie jedno. To nowocześniackie wielosłowie, gdzie mądrość – a właściwie, nazywając rzecz po imieniu bezradność w opisie rzeczywistości – kryje się pod elokwencją. Wszystko to podlane strasznym sosem egotyzmu. Czytam właśnie w „New Yorkerze” esej o najpopularniejszym z niemieckich filozofów współczesnych Peterze Sloterdijku. Życie w kompletnej kuli pustych słów i pojęć. W rozmowach toczonych, a jakże, w snobistycznych knajpach przy dobrym winie, nie ma specjalnie motywów z życia zwykłych ludzi: walki o chleb powszedni, wychowania dzieci, codziennych walk, trudów, radości… Są pojęcia, nawet błyskotliwe tezy, ale to wszystko pachnie papierem, tysiącem przeczytanych książek, nie tyka kaszy i mozołu zwykłego życia.

O Bogu nie wspomnę, bo to jakaś zgroza byłaby dla intelektualisty współczesnego, który okupuje listy bestselerów, produkując jedna za drugą liczące po kilkaset stron kniżki. Jak powiedział wydawca Sloeterdijka, „z nim zawsze jesteś osiemset stron do tyłu”.

Łatwość pisania, wygłaszania kontrowersyjnych czy barwnych porównań, granie na emocjach co dobrze sprzedaje się w sentymentalniackich, dzisiejszych mediach… A do tego całe biblioteki słów. Do tego wszystko skąpane w burżuazyjnym „ech i ach”, cmokach, kasie, dobrym zarciu… ale jeśli odcedzić z tego sens życia? Za proste, za elokwentne, zbyt poprawne, aby było prawdziwe.

 

Czwartek

Dzisiaj 1 marca. Dzień Żołnierzy Wyklętych. Nie trzeba wielu słów. Wystarczy poczytać „Wilki” Zbigniewa Herberta.

Ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
pozostał po nich w kopnym śniegu
żółtawy mocz i ten ślad wilczy
szybciej niż w plecy strzał zdradziecki
trafiła serce mściwa rozpacz
pili samogon jedli nędzę
tak się starali losom sprostać
już nie zostanie agronomem
„Ciemny” a „Świt” – księgowym
„Marusia” – matką „Grom” – poetą
posiwia śnieg ich młode głowy
nie opłakała ich Elektra
nie pogrzebała Antygona
i będą tak przez całą wieczność
w głębokim śniegu wiecznie konać
przegrali dom swój w białym borze
kędy zawiewa sypki śnieg
nie nam żałować – gryzipiórkom –
i gładzić ich zmierzwioną sierść
ponieważ żyli prawem wilka
historia o nich głucho milczy
został na zawsze w dobrym śniegu
żółtawy mocz i ten trop wilczy

 

Jeremi Zaborowski