Nie usłyszymy tego wprost, ale za plecami – jak najbardziej. Ludzie zauważą zewnętrzne objawy starzenia: łysienie, siwienie, okulary, nadwaga, zmarszczki. Na łysienie nie mamy chyba wpływu, bywa genetyczne (ja zacząłem łysieć wcześnie i mam o to pretensje do ojca). Siwienie bywa związane z psychicznymi przeżyciami. Mówi się wręcz o ludziach, którzy osiwieli w jedną noc po utracie kogoś bliskiego. Lekarze nie są w stanie wytłumaczyć tego fenomenu. Okulary niektórzy noszą od dziecka, dla innych ich założenie oznacza, że zaczynają się sypać. Najpierw jedna para do czytania, potem druga do dali. Mrużenie oczu, odsuwanie daleko książki, niemożność odczytania literek na etykiecie lekarstwa i na gwincie żarówki. Nawet gest ręki sięgającej po okulary jest jakiś stetryczały, namaszczony.

Przybywa nam też kilogramów. Kobiety czasem lepiej wyglądają niż jako dwudziestolatki – gdy ktoś woli panie pełniejsze. Niestety, panom wszystko idzie w brzuch (zdaniem niektórych lekarzy, to skutek niedoboru testosteronu i diety węglowodanowo-piwnej). Skutkiem tego, niegdyś szczupły chłopak wygląda jak przerośnięte dziecko z krzywicą. Zmarszczki niektórych dopadają w młodym wieku. Gdy są miniczne, wokół oczu i ust osoby wiecznie się uśmiechającej, ma to urok. Seksowne są zmarszczki ogorzałych od słońca i wiatru żeglarzy oraz surferów. Są też ludzie, którzy mają w podeszłym wieku buzię gładką jak niemowlę.

Mimo przestróg, że słońce nas postarza, a może nawet zabija, opalenizna czyni nas młodszymi. Niech Tajki i Koreanki wybielają się preparatami, niech nas straszą rakotwórczymi solariami – my, Polacy, opaleniznę lubimy, a ideałem kobiecej urody dla chłopaków z prowincji pozostaje tleniona blondyna ze sztuczną opalenizną w kolorze brzoskwini.

Coś w tym jest – w okresie, gdy pracowałem wyjątkowo ciężko, na dwóch etatach i podpierałem się nosem ze zmęczenia, ludzie mówili, że świetnie wyglądam. Po pracy przewodnika na piętrowym nowojorskim autobusie byłem bowiem szczupły i opalony.

Ale co tam ludzie wiedzą. A czasem chcą być po prostu mili.

Z odchudzaniem też nie ma gwarancji, że nas odmłodzi. Gdy ktoś był słusznej wagi i nagle zrzucił dużo kilogramów, z powodu diety albo ciężkiej choroby, raptem ciało mu obwisa, a kiedyś okrągła i świecąca jak jabłko twarz wygląda jak jabłko zwiędłe.

Tak czy inaczej, w sumie młodziej się wygląda, gdy się jest szczupłym, ma gładką twarz (więc ją sobie naciągamy, wypełniamy i pielęgnujemy), burzę blond włosów (przeszczepy, farbowanie) i pełen garnitur białych zębów (zabiegi, implanty, w przypadkach skrajnych – sztuczna szczęka).

Nic jednak nie postarza nas bardziej w oczach innych, jak długie niewidzenie. Gdy ktoś mieszka w innym kraju i zobaczymy go po latach, często jest to szok in minus (albo in plus, gdy tej osoby nie lubiliśmy). Dlatego tak krępującym przeżyciem bywają spotkania klasowe po latach, na których niektórych koleżanek i kolegów wręcz nie poznajemy.

Gdy ktoś przyjedzie do Polski i mnie tu spotka po roku niewidzenia, co zobaczy? Twarz zatroskaną sytuacją polityczną, napuchniętą od alkoholu, zniszczoną smogiem? A może odwrotnie – ponieważ noszę te same co w USA ubrania, nie przybrałem na wadze i jestem opalony (są upały), powiedzą, że się nie zmieniłem, że świetnie wyglądam. Ergo, odnalazłem się w Polsce, kwitnę, wręcz odmłodniałem.

Ja jednakże byłbym raczej pesymistą. Na nasze starzenie się, także mentalne, wpływa nie tylko to, jak zdrowo żyjemy, co jemy, czy uprawiamy sporty, czy palimy i jakie mamy podejście do życia. Starzejemy się także z powodów od nas niezależnych. Eric Weiner w mądrej książce „The Geography of Bliss” rozlicza się z tezą, że nasze szczęście zależy głównie od nas samych, naszego nastawienia, pracy nad sobą. Ważne jest też to, gdzie mieszkamy. Ktoś nienawidzi zimy, ktoś inny dobrze się czuje w wielkim mieście. Są ludzie, których polityka nie zajmuje, inni spalają się wewnętrznie widząc niesprawiedliwość społeczną. Weiner odwiedził więc kraje, gdzie ludzie, wedle ankiet, są najszczęśliwsi – albo najbardziej nieszczęśliwi. Równie dobrze, jak pracować nad sobą, można – sugeruje autor – zmienić miejsce zamieszkania, i poczuć się szczęśliwymi. Liczne są świadectwa, jak dobrze ekspaci czują się np. na Filipinach, gdzie jest bieda i bałagan ale ludzie są sympatyczni i szczęśliwi. Nie ma natomiast takich świadectw z Rosji i Mołdawii.

Ameryka zmusza do ciężkiej pracy, samodzielności, polegania tylko na sobie. Mimo tych stresów, polscy imigranci wyglądają tam młodo. Może dlatego, że wszyscy ludzie wokół nich starają się być dzielni i dodawać otuchy innym, choćby w postaci uśmiechu i życzeń sukcesu? Pozytywna energia otoczenia, podobnie jak słońce i ciepły klimat, odmładza nas, czyni nas silniejszymi i radośniejszymi. Dzięki temu, wielu ludzi w Stanach, choć żyją na wiecznym sprężu, czuje się, zachowuje i wygląda jak młodo na swój wiek.

Życie w Polsce chyba postarza szybciej. Gdy po latach spotkacie kogoś, kto tu powrócił, dostrzeżecie że przytył, zwolnił, skapcaniał, spoważniał nad swój wiek. Nawet ci, którzy teoretycznie mają tu łatwiejszą i spokojniejszą egzystencję – na przykład są zamożnymi emerytami – wydają się przytłoczeni polityczną aurą i pesymistycznymi (dla części obywateli) rokowaniami kraju. A codziennie, powolutku, zabija ich a to pyłek smogu, a to bluzg pod ich adresem z trybuny sejmowej lub na internecie, a to kolejny dzień bez uśmiechu w pracy. Gdy ludzie wokół nas są zgorzkniali i zrezygnowani my też, mimo woli, pochylamy plecy, spuszczamy wzrok, przestajemy się uśmiechać. Musimy pogodzić się z przyspieszonym traceniem młodości i radości życia, albo też – słuchając Weinera – szukać ich gdzie indziej na mapie świata.

Jan Latus