Donald Tusk został po raz drugi wybrany na na stanowisko szefa Rady Europy.

Spotkanie przywódców państw Unii Europejskiej w Brukseli miało w planie m.in. ponowny wybór Donalda Tuska na drugą kadencję. Rząd polski stanowczo temu się sprzeciwił wysuwając kandydaturę Jacka Saryusza-Wolskiego, byłego komisarza UE i byłego szefa dyplomacji europejskiej.

Premier Beata Szydło w liście do unijnych przywódców napisała, że przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk wielokrotnie przekroczył europejski mandat, używając swojego autorytetu w ostrych sporach krajowych. „Tak się stało m.in. w czasie, gdy część opozycji blokowała metodami siłowymi prace demokratycznie wybranego parlamentu. Próba zablokowania przyjęcia budżetu była w polskich warunkach konstytucyjnych próbą obalenia rządu metodami pozaparlamentarnymi”. Chodzi tu o poparcie Tuska dla opozycji w połowie grudnia ub. roku, kiedy posłowie PO i. Nowoczesnej blokowali prace Sejmu, aby nie dopuścić do uchwalenia budżetu, co na mocy konstytucji doprowadziłoby do dymisji rządu. Tusk w tym czasie przebywał we Wrocławiu i porównał demonstracje pod Sejmem zwolenników opozycji do demonstracji robotników Wybrzeża w 1970 roku, które zostały krwawo stłumione przez wojsko. Opozycja wzywała w połowie grudnia ub. roku wojsko i policję do buntu przeciwko rządowi.

Szef polskiego MSZ Witold Waszczykowski oświadczył, że będzie dążył do odłożenia głosowania. Nie ma powodu się spieszyć – dowodził minister. Kadencja Tuska trwa do końca maja, pozostało dwa i pół miesiąca na dojście do jakiegoś porozumienia. Co więcej zagroził, że w razie zarządzenia głosowania w sprawie Tuska polski rząd nie podpisze konkluzji szczytu, czyli unieważni postanowienia obrad 28 premierów europejskich. Zrobi to w oparciu o zasadę jednomyślności obowiązującej w Unii w wielu sprawach. Byłoby to wydarzenie bez precedensu. Podobnie byłoby z wyborem szefa Rady Europy wbrew woli jego kraju ojczystego. Każdy obecny na szczycie przywódca musi pomyśleć, czy chciałby aby Bruksela stawiała na tak wysokim stanowisku jego zaciekłego rywala politycznego. Zdaniem niektórych obserwatorów byłby to początek końca UE, jaką znamy.

Tymczasem kanclerz Angela Merkel powiedziała w czwartek przed szczytem, że wybór Tuska będzie właśnie oznaką stabilności europejskiej i już cieszy się na kontynuację współpracy z nim. Stanowisko Niemiec jest decydujące w tej sprawie, podobnie jak w innych. Będzie też miało poważne skutki dla przyszłości Unii Europejskiej. Niemcy spodziewają się, że Tusk zostanie wybrany ponieważ ma „przytłaczające poparcie” innych państw członkowskich. A polski rząd twierdzi, że Węgry nie poprą Tuska. To jednak za mało do zablokowania jego wyboru, wystarczy bowiem poparcie 21 z 28 państw Unii.

Konserwatywny komentator Bartłomiej Radziejewski twierdził, że prowadzący politykę rządu Jarosław Kaczyński jest o krok od ogrania elit w Brukseli, jak ograł Unię w konflikcie wokół Trybunału Konstytucyjnego. „UE tkwi w najgłębszym w historii kryzysie, legitymacja dominującego w niej establishmentu jest słabsza niż kiedykolwiek, a konwencja obradujących za zamkniętymi drzwiami, światłych – w mniemaniu własnym, coraz mniej w oglądzie zwykłych Europejczyków – elit napotyka narastający gniew ludu. Wybór Tuska wbrew polskiemu rządowi pogłębi powyższe problemy unijnych mandarynów, Kaczyńskiemu zjedna zaś sympatię nie tylko wielu Polaków, ale też coraz bardziej sfrustrowanych europejskim status quo Niemców, Francuzów, Włochów… Zarazem, fama lidera PiS jako wybitnego stratega stanie się po ograniu Angeli Merkel wraz z większością zrzeszonych w Radzie szefów rządów i głów państw bezprecedensowa.” Jeśli zaś Unia ugnie się wobec życzenia rządu polskiego i wybierze kogoś trzeciego – bo Jacek Saryusz Wolski nie ma szans na wybór – to Polska również odniesie zwycięstwo. Będzie się mówiło, że Kaczyński zmienił zasady europejskiej gry a Warszawa należy do głównych rozgrywających Europy.

Natomiast ponowny wybór Tuska wbrew Polsce spowodowałby zaprzepaszczenie jego powrotu do polityki krajowej po zakończeniu kadencji w Brukseli. Bowiem na zawsze przylgnęłaby do niego etykietka „kandydata niemieckiego”.

Największy paradoks sytuacji polega na tym – stwierdza Radziejewski – że jeśli elity europejskie wybiorą kandydata trzeciego, wtedy Tuska zastąpi jakiś mniej lub bardziej prorosyjski Francuz czy Włoch. I dopiero „zatęsknimy za antypolskością dwukrotnego premiera, taką jaką pokazał walcząc o sankcje przeciw Rosji, o solidarność energetyczną, czy przeciwdziałając powstaniu Unii wielu prędkości. Kaczyński zatęskni zaś, być może, za głównym rywalem wyżywającym się politycznie w Brukseli, zamiast w Warszawie.”

Chyba, że PiS uda się ostatecznie skompromitować Tuska dowodząc jego udziału w wielu aferach okresu rządów PO-PSL. Udziału co najmniej przez zaniechanie nakazanego prawnem działania, jak już widać w dochodzeniu komisji sejmowej w sprawie Amber Gold. W takim wypadku były premier nie mógłby stanąć na czele opozycji wobec rządu PiS.

Po wyborze Donalda Tuska na drugą kadencję, podczas konferencji prasowej prezes PiS Jarosław Kaczyński powiedział – „Stało sie bardzo źle. Został wybrany polityk, który łamał wszelkie reguły Unii Europejskiej (…), została złamana zasada, że wysokie funkcje zajmują ludzie, którzy mają poparcie państwa z którego pochodzą“. Podziękował również premier Beacie Szydło za obronę polskich interesów.

Jan Różyłło