Środa rano
Ewangelia wg św. Łukasza, rozdział 24. Opisuje historię apostołów, trzy dni po śmierci Jezusa na krzyżu. „W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali.”
Piękna fraza – ich oczy „były niejako na uwięzi”, tak że nie poznali Pana, dla którego zaprzysięgli swoje życia. Tak myślę, czy w dzisiejszych czasach nasze oczy też często są na uwięzi: czy to na obserwcji telewizyjnego bełkotu, internetowego jazgotu, a może po prostu realnych, dóbr materialnych – że nie widzimy tego, co najważniejsze. Czy miliony obrazów jakimi atakujemy mózg każdego dnia, to takie… przeszkadzajki tylko, nawet jeśli będzie to uroda kobieca czy inna świata tego ubóstwienie?
Ale idźmy dalej z apostołami. Z tej opowieści przebija smutek. Bo rozmawiając z Jezusem (nierozpoznanym) tak mu prawią: „To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”. No tak, oni się przecież spodziewali, że Chrystus „miał wyzwolić Izraela”. W ich głowach to miały być dni pełne chwały, gdy miecz Pański wytępi wszystkich, którzy im dotychczas urągali i uprzykrzali życie. A nawet jeśli nie byłoby pomsty, to jakieś spektakularne cuda. A tak? Najbardziej hańbiąca wówczas śmierć na krzyżu…
Jezus ich poucza: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały? I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego”. I szli dalej słuchając, a potem zatrzymali się na spoczynek a Jezus „zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im”. I wtedy nastąpiła przemiana. Bo jak pisze ewangelista, „wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” Zrozumieli, ale Chrystus zniknął im z oczu. Właśnie wtedy zawiódł ich wzrok, gdy potrzebowali go najbardziej.
Piękna metafora. Tracimy oczy patrząc na bagno i piękno tego świata, często nie zauważając tego, co najważniejsze. A nie zauważamy, bo spodziewamy się nie-wiadomo-czego, huków, cudów, wystarzałów. Tymczasem to, co najważniejsze często jest obok, na wyciągnięcie ręki. Często nie atrakcyjne, nie błyszczące, ale wręcz zagubione w Zgiełku Świata. Warto o tym pamiętać, myślę sobie.
Środa wieczorem
Najgorszą rzeczą dla mężczyzny to brak charakteru. Wszystkie inne rzeczy można przezwyciężyć, braku cojones się nie da. Konsekwencje życiowe też są straszne – to ciągłe zsuwanie się po ruchomych piaskach plugawości. Większość ludzi bez charakterów, tego nie zauważa – mechanizmy wyparcia i zaprzeczenia są zbyt silne: ostatecznie nikt o zdrowych zmysłach nie chce się sam nazywać „kanalią”. Czasami sumienie się przebije spod skorupy. Wtedy boli, ale jest i szansa na „drugie życie”. Pewnie niewielu decyduje się na ten krok, bo to dalej boleć musi. Wynika z tego, że łatwiej człowiekowi bez charakteru tkwić w egzystencji bez charakteru. Bagienko? Owszem, ale przynajmniej dobrze znane.
Czwartek
Obraz degenerki Trzeciej Rzeczypospolitej. Kelner Konrad Lassota, kelner, który podsłuchiwał polityków i biznesmenów w knajpie wydał książkę, w której zdradza to i owo. Teraz łazi po mediach i mówi. Nagrywał, „bo mógł”, około trzydziestu osób, które prowadziły rozmowy dotyczące świata biznesu i polityki, mieszania się tych światów.
W rozmowie z radiem RMF FM, Lassota opowiadał dlaczego założył podsłuchy. „Nie czuję się Konradem Wallenrodem i osobą, która w jakikolwiek sposób może pretendować do roli zbawcy. Po prostu poczucie złości, poczucie tego co wiedziałem, tego zawłaszczania państwa, kupczenia nim, bezkarny sposób traktowania go, gdzieś narastało i była to jedna z rzeczy, którą mogłem zrobić. Nie było innych dostępnych możliwości, więc to robiłem” – odpowiedział. Było tego sporo – przy dobrym żarciu za pieniądze podatników, politycy kupczyli majątkiem, plotkowali, chlali drogie alkohole a nawet – a co? kto im zabroni,? – kopulowali.
Okej, „zdarza się” jakby napisał Kurt Vonnegut. Ale potem przyszła akcja tuszowania sprawy przez prowadzących śledztwo, dążących do wygodnej dla polityków wersji. Oddajmy głos kelnerowi:
– Byłem zastraszony przez funkcjonariuszy, wtedy poznałem Krzysztofa Rybkę, osobę, która jest związana z całą sprawą. Wtedy także został mi przekazany, rozrysowany schemat, jak to ma być, były uzgadniane dalsze moje zeznania, trwało to kilka godzin.
RMF: Pan ustalił z policjantami, co ma zeznawać w prokuraturze?
– Policjanci zastraszali mnie, pokazując mi wizerunki osób, które miały wykonać na mnie wyrok śmierci”. Byłem straszony przez nich prywatnym zabójcą, byłem straszony różnymi czarnymi scenariuszami
Pan Kelner od podsłuchów mówi, że towarzycho bez ceregieli dyskutowało o zakupie należącej do Skarbu Państwa spółki Ciech przez najbogatszego Polaka. Oczywiście tak, żeby państwo straciło, a Jan Kulczyk zyskał krocie.
To w klubie Polskiej Rady Biznesu spotykali się przedstawiciele rządu z Janem Kulczykiem i negocjowali ceny, to właśnie tam kwestia ceny akcji całej reszty była ustalana – tłumaczy Lassota. A my cieszymy się, że Polacy pogonili cwaniaczków, pieczeniarzy i łapówkarzy od koryta. Popracują na swoim, schudną, wytrzeźwieją, przesiądą się z bogatych bryczek do mniej bogatych, lepkie rączki chwycą mopa albo postukają na kasie w markecie… nie, oczywiście nie jestem tak naiwny, ale pomarzyć zawsze można.