We Frankfurcie nad Menem w wieku 94 lat zmarł Karl Dedecius – tłumacz, eseista i orędownik pojednania polsko-niemieckiego. Żaden z Niemców nie dokonał aż tak wiele na tym właśnie polu. Żaden z tłumaczy niemieckich nie wniknął aż tak głęboko w polskość. Znał ją z autopsji i poprzez literaturę. Czuł ją. Przybliżał, czy wręcz tłumaczył Niemcom jej osobliwości i polski punkt widzenia. Przez ponad 60 lat przekładał klasyków naszej poezji i prozy na język niemiecki. Tłumaczem był świetnym; dobrze wyczuwał melodykę mowy polskiej oraz bogactwo leksykalne i frazeologiczne naszego języka, znał niuanse nawet najnowszej polszczyzny. Wydał kilkadziesiąt antologii i tomów indywidualnych pisarzy. Wprowadził do języka niemieckiego m.in. Mickiewicza, Miłosza, Różewicza, Leca, Szymborską, Herberta, Wojtyłę. Największym jego dokonaniem jest 50-tomowa „Biblioteka Polska” – wydany w Niemczech kanon literatury według jego wyboru. Bagatela! A wybór był to nader reprezentatywny. On sam za dzieło swego życia uznawał siedmiotomową „Panoramę Literatury Polskiej”. Pod koniec lat 70. założył w Darmstadt wspaniale działający Niemiecki Instytut Kultury Polskiej. Był jego wieloletnim dyrektorem. Przyjaźnił się z wieloma polskimi autorami i ludźmi kultury, organizował wystawy i konferencje poświęcone Polsce. Był piękną postacią, nie tylko w oczach swoich rodaków, ale także Polaków. Najwymowniejszym tego dowodem był Order Orła Białego, który od nich otrzymał w roku 2003. Od tego też roku wybitni polscy tłumacze literatury niemieckojęzycznej oraz niemieccy tłumacze literatury polskiej, nagradzani są nagrodą jego imienia. W „Notatniku tłumacza”, napisał m.in. że tłumaczenie jest sztuką i nauką oraz, że zaczyna się ono tam, „gdzie kończy się słownik”. Ano.

 
Podczas moich podróży po Europie, zauważyłem, że krajem, który najuważniej interesuje się literaturą polską są Niemcy właśnie. Już na przełomie lat 60. i 70. było tam stosunkowo najwięcej tłumaczeń i najwięcej opracowań. Czasem niezbyt lotnych, ale zawsze bardzo dokładnych. U końca lat 60. sporą poczytnością cieszyło się w NRD tłumaczenie m.in. „Nocy i dni” („Nacht und Tage”), dekadę później zainteresowanie wzbudzał Różewicz i Herbert, natomiast w latach 90. – Maria Nurowska i Andrzej Szczypiorski. Rzecz jasna, nie tylko oni. Z obserwacji poczynionych na przełomie wieków w Londynie i Paryżu zauważyłem, że obok Lema najbardziej naszym czytanym pisarzem jest Ryszard Kapuściński. W obu tych stolicach widywałem młodych ludzi, czytających jego książki w metrze.

 
Ile dzisiaj mamy Polsk? Dwie, czy więcej?

 
Wolę patriotyzm indywidualny i cichy od zbiorowego i głośnego. Odstręczają mnie akademie ku czci, rocznicowe manifestacje, inscenizacje i happeningi. Nie przemawia do mnie ani patriotyzm mszalny, ani flagowy, nie mówiąc już o kibolskim. Przemawia natomiast dbałość o język ojczysty, kulturę i jakość edukacji oraz obyczajów.

 
Nie, nie wszyscy żołnierze Armii Krajowej byli prawicowi i religijni. To samo dotyczy Żołnierzy Niezłomnych, nie mówiąc już o innych patriotach. Odnoszę wrażenie, że tę prawdę dzisiaj wstydliwie się ukrywa.

 
Śmieszy mnie relacjonowanie manifestacji ulicznych organizowanych przez propisowców i antypisowców. Każda strona chce wykazać, że miała więcej zwolenników. I rzecz jasna lepszych. Manipulacje kamer idą o lepsze z żonglowaniem liczbą uczestników. Sam kiedyś policzyłem ilość demonstrantów przed konsulatem RP. Było ich ośmiu. Słownie ośmiu. Następnego dnia przeczytałem w lokalnym dzienniku polonijnym, że było osiemdziesięciu, natomiast czołowa gazeta prawicowa w Polsce napisała, że było stu osiemdziesięciu.

 
1 marca obchodzony był Międzynarodowy Dzień Przytulania Bibliotekarzy – International Hug a Librarian Day. Mam słabość do bibliotekarzy, bo to specyficzny gatunek ludzi. I w Polsce, i w Ameryce. Dobry gatunek. Z myślą o nich zamieszczam wiersz „Dobry bibliotekarz” autorstwa Ryszarda Turkiewicza, znakomitego wrocławskiego poety i bibliotekarza, autora świetnych tomików: „On i my”, „Kotlina”, „Przygody trawy”, „Jaskinia Werteba” i „Kobiety N. N.”
„Dobry bibliotekarz poda ci o co prosiłeś
albo proponuje coś o czym nie miałeś pojęcia
– ostrożnie jak misjonarz w nieznanym kraju
Dobry bibliotekarz czci twoich bogów
ale wie że nawet na najwyższej półce
jest tylko jeden z wielu rajów
dekalogów wiele
wiele prawd za które trzeba umrzeć
Kiedy oddajesz książkę
jesteś jak po spożyciu komunikantu
bibliotekarz obserwuje twarz obojętną albo wzruszoną
z koniuszkiem skrzydła albo włosami chwostu w kąciku ust
Dobry bibliotekarz jest właściwie ateistą
a może raczej dyrektorem teatru marionetek
lubi poklask
lubi kiedy się wzruszają rechocą i płaczą
nie wierzy jednak w papierowo – szmaciane życie
nie powinien
nie może
oszalałby od istnień i światów
a tu trzeba wciąż od nowa
porządkować
segregować
i z uśmiechem proponować.”

 
„Perykles” Szekspira wystawiony przez Trevora Nunna w Theatre for a New Audience jest przedstawieniem pięknym. Po prostu pięknym. Teatralnie pięknym, bez efektów specjalnych i filmowych domieszek. Z piękną żywą muzyką, piosenkami, choreografią, scenografią, oświetleniem. Piekielnie trudny wiersz mówiony jest tak wspaniale, że słucha się go jak by napisany był wczoraj a nie przed 1609 rokiem. Aktorzy poprzez kwestie, nie tylko dialogują i informują, ale wiążą kolejne strofy w wielki i jednorodny stylistycznie poemat. A ów poemat staje się filozoficzną opowieścią o upadkach i wzlotach tytułowego bohatera. Nic to, że jego przygody są niewiarygodne, nic to że postacie są ledwie zarysowane, nic to, że konwencja bajkowa jest zbyt naiwna – całość staje się moralitem mówiącym o odrodzeniu człowieka i triumfie dobra nad złem, mającym w sobie moc oczyszczającą i dającym nadzieję. Christian Camargo czyni swego Peryklesa subtelnym i wrażliwym człowiekiem. Ujmuje sposobem mówienia wiersza, delikatnością gestów i wewnętrznym światłem. Jest w nim coś szlachetnego. To niełatwa rola, z której ten aktor wyszedł zwycięsko. Trudno jednak, żeby było inaczej skoro przedtem dostał nagrodę Obie Award za Hamleta. Stworzył postać – symbol, który pozostanie w pamięci. Znakomitym narratorem jest Raphael Nash Thompson; to przede wszystkim on nadaje ton całości jako opowieści filozoficznej o losie człowieka. To on trzyma w karbach kolejne epizody i wygłasza umoralniające konkluzje. I czyni to świetnie! Znakomite role stworzyły również Sam Morales jako Córka Króla Antiochii, Cia Crovatini jako Thaisa i Lilly Englert w roli Mariny. Z braku miejsca nie wypisuję nazwisk pozostałych aktorów i muzyków również godnych pochwały. Trevor Nunn jest jednym z moich najbardziej ulubionych reżyserów teatralnych. Podziwiałem go, kiedy był szefem Royal Shakespeare Company i Royal National Theatre. Wystawił 36 z 37 sztuk Szekspira. I zawsze były to piękne, i mądre przestawienia. Cieszę się, że dzisiaj jest on nadal w znakomitej formie i czekam na kolejną jego premierę.