John Lennon i Yoko Ono. Foto: Beleidskader: Open Collectiedata bij Nationaal Archief

John Lennon i Yoko Ono. Foto: Beleidskader: Open Collectiedata bij Nationaal Archief

8 grudnia minęło 35 lat od tragicznej śmierci Johna Lennona, który został zastrzelony w bramie swojego domu na Manhattanie przez psychofana, Marka Davida Chapmana. Zabójca wystrzelił pięciokrotnie, cztery kule dosięgły byłego Beatlesa, który zmarł w szpitalu. Co roku, w pobliskim Central Parku, zbierają się tłumy, by wspólnie śpiewać i wspominać ukochaną gwiazdę. A w prasie pojawiają się artykuły przypominające historię życia i śmierci Lennona. Ostatnio sporo zamieszania narobił Andy Peebles ze stacji BBC, który 5 grudnia, na trzy dni przed zabójstwem, przeprowadzał wywiad z parą muzyków: Lennonem i jego żoną, Yoko Ono. Po latach wraca do tego wydarzenia, pisząc: „Spotkaliśmy się w apartamencie Dakota w środku dnia. Choć wszystko było umówione zanim przyjechaliśmy tam z Wielkiej Brytanii, najpierw musieliśmy zostać przesłuchani przez Yoko Ono, żeby mogła upewnić się, czy nadal chce z nami współpracować. Yoko była uparta i stanowcza. Powiedziała nam, że miała lepsze oferty niż od BBC. Celowo prowokowała. Chciała, żebyśmy żebrali o ten wywiad. Co myślałem, kiedy na nią patrzyłem? Szczerze mówiąc myślałem: „A więc to jest ta kobieta, która rozbiła Beatlesów”- wspomina Peebles. „Powiedziała: „Dobrze, jeśli mamy to zrobić, chcę postawić sprawę jasno: ten wywiad będzie w 50 procentach o Johnie, a w 50 o mnie”- kontynuuje opowieść dziennikarz. „Chciałem zapytać: „Kim do licha jesteś? Nie masz nic wspólnego z byciem piosenkarką”. Dlaczego Peebles zdecydował się na ujawnienie światu, co naprawdę myśli o Yoko Ono, 35 lat po tamtym spotkaniu? Odpowiedź jest prosta. Przestały obowiązywać ograniczenia wynikające z umowy ze stacją BBC. Dlatego dziś może swobodnie wyrazić swoje, niestety niepochlebne, zdanie. „Stało się dla mnie jasne, że zabójstwo Lennona działało na jej korzyść. Czułem się zakłopotany i zawstydzony niektórymi z jej decyzji. Używała śmierci Lennona, żeby zrobić rozgłos wokół swojej nowej płyty, dodawała do swoich nagrań fragmenty jego wypowiedzi, jako bonus. Porównywała zabójstwo Johna do morderstwa Johna F. Kennedy’ego, a siebie do Jackie Onassis”- pisze Peebles. I dodaje: „Istotą sprawy było oczywiście to, że Ono była tylko przeciętną japońską artystką, która miała farta i zniszczyła największy zespół, jaki kiedykolwiek powstał w Wielkiej Brytanii. Zbłądziła przez własne ego. I przez swoją potrzebę pozostania ważną dzięki blaskowi Johna Lennona. Ale nie jest. Jest nikim. Jest nikim więcej niż tylko wdową”.

*

Trudne małżeńskie i rodzinne relacje bywają tematem nie tylko piosenek, ale również skandali. Ostatnio mówi się o Wojciechu Kordzie, który w obliczu choroby liczy na wsparcie córki, również artystki, Ani Rusowicz. „Lider „Niebiesko-Czarnych” z powodu kłopotów z kręgosłupem od kilku tygodni przebywa w szpitalu. O tym, że z jego zdrowiem nie jest najlepiej, córka dowiedziała się z mediów. Niestety, nie zdecydowała się na spotkanie”- czytamy. Początek konfliktu pomiędzy Anią i jej sławnym ojcem sięga 1991 roku, gdy w wypadku samochodowym zginęła mama piosenkarki, Ada Rusowicz (miała wtedy zaledwie 47 lat). Wkrótce muzyk ożenił się ponownie, a siedmioletnią wówczas córkę powierzył opiece siostry zmarłej żony. Sam zatrzymał przy sobie syna. „Przez całe dzieciństwo i młodość miałam ojca. Był nim mój wujek. To do niego mówiłam: tato. On mnie wychował”- mówi w wywiadach Ania Rusowicz, która odziedziczyła talenty muzyczne po rodzicach i od kilku lat święci tryumfy na polskiej estradzie. Podobno w 2012 r., na wieść, że będzie miała spotkać się ojcem w ramach jednego festiwalu (Niemen Non Stop) – odmówiła udziału. Organizatorzy zrezygnowali jednak z… występu Wojciecha Kordy. Okazało się, że porzucona córka jest większą gwiazdą od ojca. Który dzisiaj – nie wiedzieć czemu, domaga się na łamach prasy, współczucia i opieki. „Nie kryje, że życzyłby sobie, by Ania w końcu się do niego odezwała i pomogła mu w rehabilitacji”. Cóż, wypadałoby zacytować słowa jednego z największych przebojów Niebiesko- Czarnych: „na betonie kwiaty nie (u) rosną”.

*

„Podobno pierwsze pieniądze zacząłeś zarabiać jako dziesięciolatek?” – zapytano Michała Milowicza, „piosenkarza teatralno-musicalowego i aktora serialowego”, o którym rzadko kto dziś pamięta. „Pracowałem u dziadka, który miał ziemię, a na niej hodowlę nutrii, kurnik i plantację truskawek. Zbierałem je i otrzymywałem wynagrodzenie”- przyznał skromnie Milowicz. Który już w przedszkolu „tańczył i przebierał się za różne postaci”. Co zresztą zostało mu do dzisiaj. Najbardziej znany jest z udawania Elvisa. Oraz artysty.
*
Patriotyzm ma wiele twarzy. Niekoniecznie pomalowanych w biało-czerwone barwy. Może być lokalny. Może być ekologiczny. Jak w przypadku Wiktora Zborowskiego, który lubi wyjeżdżać za miasto, by… sprzątać. „Zbieranie śmieci jest bardziej satysfakcjonujące niż grzybobranie, bo śmieci w lesie jest więcej niż grzybów”- tłumaczy aktor. „To mój prywatny patriotyzm”- dodaje. Zborowski swoimi sukcesami ekologicznymi dzieli się na jednym z portali społecznościowych: „Wędkarze, nauczeni już, zostawiają śmieci w jednym miejscu, żebym się nie fatygował. Dobre i to. Zebrałem 50-litrowy worek”. Innym razem skomentował zachowanie mieszkańców okolic Rucianek: „Ta droga jest dostępna dla samochodów. I jest efekt. Mistrzuniowie półświatka i okolic sypią z okien swych limuzyn świństwem, ile wlezie. Zebraliśmy. Jest lepiej. Chwilowo”. Znany i lubiany aktor ma nadzieję, że w jego ślady pójdą inni. I „okoliczności przyrody” będzie można podziwiać bez konieczności przekopywania hałd odpadków. Bo jak sam mówi – cytując fragment skeczu Stanisława Tyma – „chamstwu w życiu należy przeciwstawiać się siłom i godnościom osobistom”.