Przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: „Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?” Lecz Jezus słysząc, rzekł do przełożonego synagogi: „Nie bój się, wierz tylko”. I nie pozwolił nikomu iść za sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Widząc zamieszanie, płaczących i głośno zawodzących, wszedł i rzekł do nich: „Czemu podnosicie wrzawę i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi”. I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął ze sobą tylko ojca i matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, wszedł tam gdzie leżało dziecko. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: „Talitha cum, to znaczy: Dziewczynko mówię ci wstań”. Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia.
Mk 5, 35b-42

 

Trzech klasowych kolegów po wielu latach umówiło się na spotkanie. Zasiedli przy obficie zastawionym stole, wspominając dawne piękne czasy. Rozmawiali także o swojej obecnej pracy i osiągnięciach. W pewnym momencie rozmowa stała się bardziej luźna. Jeden z nich powiedział: „W moim mieście ludzie nazywają mnie prałatem, ponieważ pełnię w kościele funkcję nadzwyczajnego ministra Eucharystii”. Drugi wyznał, że ma dobrze prosperujący interes i jest głęboko zaangażowany w ruch charyzmatyczny. Głosi konferencje duchowe, prowadzi spotkania modlitewne, stąd ludzie zwracają się do mnie „kardynale”. Trzeci powiedział, że jest zwykłym przedstawicielem handlowym, ale ludzie często nazywają go Bogiem. Koledzy spojrzeli na niego ze zdziwieniem, oczekując na wyjaśnienie. A on uśmiechając się powiedział: „Jako przedstawiciel handlowy, wiele razy pukam do drzwi swoich klientów. Po ich otwarciu często słyszę słowa: „O mój Boże, znowu”.

W tej żartobliwej sytuacji kryje się także pewna prawda odnosząca się do naszego poznania Boga, czy też Jego miejsca w naszym życiu. Może być On tylko w naszym słowie, które w zasadzie nic dla nas nie znaczy, niczego w naszym życiu nie zmienia. Autentyczne poznanie Boga odgrywa w życiu każdego z nas bardzo istotną rolę. Stąd też w dziejach ludzkości szukanie i poznawanie Boga było bardzo ważne, gdyż On był spełnieniem najgłębszy ludzkich pragnień.

Wiele rzeczy składa się na pełne i szczęśliwe życie, jednak dla autentycznie wierzących, poznanie Boga jest absolutnie najwspanialsze i najważniejsze ze wszystkich. Bez tego, wszystko inne traci swoje znaczenie.

 

W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: „Człowiek stworzony na obraz Boga, powołany, by Go poznawać i miłować, szukając Boga, odkrywa pewne ‘drogi” wiodące do Jego poznania. Nazywa się je także ‘dowodami na istnienie Boga” – nie chodzi tu jednak o dowody, jakich poszukują nauki przyrodnicze, ale o ‘spójne i przekonujące argumenty”, które pozwalają osiągnąć prawdziwą pewność. Punktem wyjścia tych „dróg” prowadzących do Boga jest stworzenie: świat materialny i osoba ludzka”. Święty Augustyn ujmuje tę prawdę w słowach: „Zapytaj piękno ziemi, morza, powietrza, które rozprzestrzenia się i rozprasza; zapytaj piękno nieba… zapytaj wszystko, co istnieje. Wszystko odpowie ci: Spójrz i zauważ, jakie to piękne. Piękno tego, co istnieje, jest jakby wyznaniem. Kto uczynił całe to piękno poddane zmianom, jeśli nie Piękny, nie podlegający żadnej zmianie?” W Katechizmie czytamy dalej: „Człowiek: zadaje sobie pytanie o istnienie Boga swoją otwartością na prawdę i piękno, swoim zmysłem moralnym, swoją wolnością i głosem sumienia, swoim dążeniem do nieskończoności i szczęścia. W tej wielorakiej otwartości dostrzega znaki swojej duchowej duszy. ‘Zalążek wieczności, który w sobie nosi, nie może być sprowadzany do samej tylko materii” – jego dusza może mieć początek tylko w Bogu”.

 

W naszym poznaniu Boga rozum natrafia na trudności, stąd też potrzebne jest inne źródło poznania, o którym w Katechizmie czytamy: „Z tego powodu człowiek potrzebuje światła Objawienia Bożego nie tylko wtedy, gdy chodzi o to, co przekracza możliwości jego zrozumienia, lecz także, ‘by nawet prawdy religijne i moralne, które same przez się nie są niedostępne rozumowi, w obecnym stanie rodzaju ludzkiego mogły być poznane przez wszystkich w sposób łatwy, z zupełną pewnością i bez domieszki błędu”. A zatem kluczem do najpełniejszego poznania Boga jest Jezus Chrystus i Jego nauka. Jezus obiecał: „Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Prawda nie tylko wiedzie do wolności, ale również do najwyższej prawdy, jaką jest wola Boża. Prawda jest bezpośrednią drogą do samego Boga. Bez prawdy nie ma rozróżnienia między dobrem i złem, prawami i ich brakiem. Oświecony prawdą umysł równoznaczny jest z duszą, która potrafi wybierać właściwe życiowe drogi, wiodące prosto do życia w Bogu.

 

Za Jezusem ciągnęły ogromne tłumy. W Ewangelii czytamy: „Gdy Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem”. Szli za Nim przede wszystkim ze względu na Jego naukę. On tak pięknie mówił o Bogu, który jest miłującym Ojcem. Tę miłość odczuwali przez dzieła Jego Syna Jezusa. Czyny Jezusa miały także moc świadectwa wiary. Chrystus mówił do niedowiarków: „Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie – wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła!”

Ewangelia na dzisiejszą niedzielę ukazuje dwa takie dzieła. Wypływają one z wiary i wiary się domagają. Przełożony synagogi błaga Jezusa, aby uzdrowił śmiertelnie chorą córeczkę. A gdy Jezus był w drodze do domu przełożonego synagogi, doniesiono że dziewczynka już zmarła i nie ma co trudzić Jezusa. Na co Jezus powiedział do przełożonego: „Nie bój się, wierz tylko”. Przełożony wierzył i Jezus dokonał cudu wskrzeszenia. Po drodze miał miejsce jeszcze jeden cud. Przewlekle chora kobieta wiedząc, że Jezus tamtędy przechodzi myślała: „Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa”. I dotyk Jezusa uzdrowił ją.

 

Dzisiaj, w mocy Chrystusa dzieją się cuda. Chrystus dotykiem uzdrawia nasze ciała i dusze, abyśmy przez wiarę jeszcze lepiej poznali Boga i mocniej ukochali. Doświadczył tego Zygmunt „Muniek” Staszczyk, lider zespołu T. Love. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej powiedział: „Nie jestem nawiedzony, nie dostałem nagle pigułek szczęścia, ale prawda jest taka, że dawniej byłem kłębkiem strachu, a teraz nie mam w sobie ani strachu, ani agresji, tylko spokój. I to jest fajne (…). Zamęt, kariera, pozycja, pieniądze – to znam doskonale. I ten zamęt ma złą energię. W zamęcie nie ma spokoju. Było mi z moim życiem źle, cztery lata temu myślałem o samobójstwie (…). Na szczęście jestem z Częstochowy, chodziłem z babcią na Jasną Górę, więc nigdy nie odszedłem od katolicyzmu. Byłem, jak wielu chłopców, wychowany w wierze katolickiej, choć oczywiście to kompletnie olewałem. Show-biznes przynosi wiele pokus i skorzystałem z nich wszystkich. To w ogóle bardzo niebezpieczna praca (…). Wiara to dla mnie realne uczucie miłości, troski i wsparcia. Namacalnie to poczułem. W tym roku w Medjugorie się coś takiego zdarzyło… Wydaje mi się, że to jedno z najważniejszych miejsc na świecie, że tam Matka Boża robi to, co chce. Najwyższe autorytety badają różne zjawiska, do których nie ma postaw, żeby się działy i nie znajdują odpowiedzi. Mnie się też coś niewyjaśnionego przydarzyło. Nie chcę o tym opowiadać w gazecie, ale zdradzę tyle, że poczułem tam miłość, ogromną miłość. Poryczałem się, chociaż msza była po włosku, a ja po włosku znam 15 słów i moja żona też ryczała, a nikt się na żadne ryczenie nie umawiał”.

 

ks. Ryszard Koper