Stosunki polsko-ukraińskie należą do głównych zagadnień polityki zagranicznej III RP. Polska była pierwszym krajem, który uznał niepodległość Ukrainy w 1991r..

 

W myśl sloganu „Kijów-Warszawa wspólna sprawa” rząd RP zdecydowanie popierał zarówno pomarańczową rewolucję w latach 2004/2005 jak i kijowski euromajdan w roku 2014. Jednakże od kilku miesięcy relacje między obu krajami wyraźnie się ochłodziły.

Warszawa uważa, że władze ukraińskie powinny oficjalnie rozliczyć się w sprawie oceny masowego mordu dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na ponad stu tysiącach Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943/44. Kijów uchyla się od jasnej odpowiedzi w tej sprawie. Ukraińskie MSZ stwierdziło niedawno, że spory historyczne należy rozważać zgodnie z chrześcijańską zasadą: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.
Dużo goryczy wywołały przypadki niszczenia na Ukrainie pomników ku czci ofiar rzezi wołyńskiej. Kolejna kwestia konfliktowa to sprawa cmentarza orląt lwowskich – harcerzy i młodych chłopców poległych w walkach o Lwów w roku 1918. Lokalne władze zasłoniły drewnianą konstrukcją kamienne lwy zdobiące wejście na cmentarz. Na jednym z nich widnieje napis: „Tobie Polsko”.

Innym problemem jest ekshumacja Polaków zamordowanych na terenach zachodniej Ukrainy w czasie II wojny światowej. Niedawno rząd w Kijowie wydał zakaz prowadzenia dalszych ekshumacji. Minister Waszczykowski podczas pobytu we Lwowie w listopadzie ub. roku, stanowczo zażądał cofnięcia tego zakazu i zagroził, że osoby odpowiedzialne za antypolską politykę będą pozbawione wiz wjazdowych do RP.

Strona ukraińska protestowała przeciwko usuwaniu w Polsce pomników upamiętniających Ukraińską Powstańczą Armię (UPA). Głośno było o usunięciu monumentu ku czci UPA w Hruszowie koło Przemyśla. Likwidacji pomnika dokonali działacze polskiego Ruchu Narodowego za zgodą miejscowego wójta. Dodać należy, że zarówno ten pomnik jak inne zostały postawione nielegalnie.

 

*

Prekursorem pojednania polsko-ukraińskiego był wydawca i redaktor naczelny paryskiej „Kultury” Jerzy Giedroyć. Już na początku lat 50. „Kultura” głosiła, źe Polacy powinni zaakceptować powojenne granice kraju i pogodzić się z utratą Wilna i Lwowa. Taka myśl była przejawem niezwykłej odwagi w tamtych czasach. Giedroyć stał się obiektem ataku i ostrej krytyki olbrzymiej większości środowisk emigracyjnych. Przypomnieć również wypada, że Polacy w kraju śpiewali wówczas: „Jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa”.

Redaktor „Kultury” reprezentował wtedy iście wizjonerskie stanowisko. Przewidywał słusznie, że w pewnym momencie Związek Sowiecki rozpadnie się a wchodzące w jego skład ujarzmione narody uzyskają niepodległość. Tego typu teoria eksponowana w czasach stalinowskich była dla wielu czystą fantazją. Mówiono, że wyzwolenie narodów Europy Wschodniej może nastąpić jedynie w wyniku kolejnej wojny światowej. W roku 1949 Związek Sowiecki dokonał pierwszej próby wybuchu bomby atomowej. Wojna między światem zachodnim i blokiem komunistycznym mogłaby oznaczać jedynie konflikt nuklearny czego nikt nie pragnął.

Mimo to, przez kilkadziesiąt lat „Kultura” głosiła, że uznanie przez Polaków pojałtańskiej granicy wschodniej jest warunkiem niezbędnym dla przyszłej współpracy z niepodległą Ukrainą, Białorusią i Litwą. Bez tej współpracy niemoźliwe jest bowiem pokonanie imperializmu rosyjskiego. Współpracujący z „Kulturą” pisarz Juliusz Mieroszewski przedstawił w roku 1974 tezę, że suwerenna Ukraina, Białoruś i Litwa będą czynnikiem sprzyjającym niepodległości Polski.

Historia przyznała rację publicystom „Kultury”. W latach 1989-1991 narody Europy Wschodniej uzyskały wolność. Rozpad Związku Sowieckiego był dla wielu polityków rosyjskich niezwykle dotkliwą porażką. Putin nazwał to wydarzenie największą geopolityczną katastrofą XX wieku. Rosja nigdy nie pogodziła się z utratą Ukrainy. Przejęcie kontroli nad państwem ukraińskim jest jednym z czołowych zadań polityki rosyjskiej. W okresie rządów Wiktora Janukowycza (2010-2014) Moskwa była bliska realizacji tego celu.

Wielu polityków i publicystów uważa, że w relacjach z Ukrainą Polska powinna kierować się realizmem. Należy pozbyć się naiwnego romantyzmu jak i poczucia wyższości wobec wschodniego sąsiada. W odróżnieniu od Polski Ukraina jest państwem młodym. Wygląda na to, że krytyczne spojrzenie na własne dzieje zajmie Ukraińcom jeszcze wiele lat. Na razie można jedynie mieć nadzieję na pewne zbliżenie poglądów i ocen. W tym sensie jasna ocena tragedii na Wołyniu 75 lat temu byłaby ze strony Kijowa zdecydowanie pozytywnym gestem.

W międzyczasie warto docenić poparcie Polski dla narodu ukraińskiego na wielu płaszczyznach. W polityce zagranicznej rząd RP popiera bezpieczeństwo Ukrainy i jej starania o przystąpienie do Unii Europejskiej. Opublikowane niedawno badania opinii publicznej podają, że za państwo europejskie uznaje Ukrainę 87% Polaków i jedynie 54% Niemców, 48% Francuzów i 43% Holendrów.

Ważnym elementem dwustronnych stosunków jest pobyt około miliona ukraińskich pracowników w Polsce. Pieniądze wysyłane przez nich do domu stanowią 3.5% PKB Ukrainy. Społeczność ukraińska reprezentuje sporą część ludności wielu polskich miast a język ukraiński (tak jak przed wojną) jest drugim najczęściej używanym językiem nad Wisłą.
Stosunki polsko-ukraińskie czeka jeszcze niejeden kryzys. Spory historyczne są niestety często silniejsze niż realne interesy. Ważne jest aby odpowiednio na nie reagować. Przeszło 40 lat temu Jerzy Giedroyć pisał: „Dużo jest spraw między Polakami i Ukraińcami – spraw przykrych czy bardzo ciężkich. (…) W interesie chyba naszych narodów leży znormalizowanie stosunków, co wymaga powiedzenia sobie w oczy całej prawdy – ale tylko prawdy”.

 

Kazimierz Wierzbicki