Jeśli jesteś jedną z tych osób, które po usłyszeniu, że Oscara otrzymuje faworyt, czyli musical „La la land” postanowiłaś/eś wyłączyć telewizor i pójść spać – nazajutrz czekała cię prawdziwa niespodzianka. Po raz pierwszy od 89 lat, w najważniejszym momencie oscarowej gali, doszło do pomyłki, która z pewnością przejdzie do historii kinematografii. Na scenę wyszli dawni filmowi Bonnie i Clyde, czyli Faye Dunaway i Warren Beaty, którzy mieli ogłosić kto otrzymał statuetkę w najbardziej prestiżowej kategorii. Po otwarciu koperty, nieco zdezorientowany Warren długo przypatrywał się kartonikowi, by w końcu pokazać go Faye, a ta przeczytała: „La la land”. Rozległy się oklaski, na scenie pojawili się twórcy filmu i aktorzy. Kiedy dziękowali za wyróżnienie, doszło do zamieszania i nagle ogłoszono, że za najlepszy film uznano jednak „Moonlight” Barry’ego Jenkinsa. „To nie jest żart. „Moonlight”, wygraliście”! – zawołał Jordan Horowitz, który chwilę wcześniej cieszył się z nagrody. Wyrwał kartkę Warrenowi Beatty i pokazał ją do kamery. Nazajutrz przedstawiciele firmy zliczającej głosy wraz z Akademią wydali oficjalne przeprosiny: „Szczerze przepraszamy ekipę „Moonlight”, „La La Land”, Warrena Beatty, Faye Dunaway i widzów gali Oscarów za wpadkę, którą popełniono podczas ogłoszenia nagrody za najlepszy film. Przez pomyłkę wręczono prezenterom niewłaściwą kopertę, co zostało naprawione natychmiast po ujawnieniu. Właśnie prowadzimy dochodzenie, żeby ustalić, jak mogło do tego dojść i głęboko żałujemy, że tak się stało. Doceniamy klasę, z jaką nominowani, Akademia, stacja ABC oraz Jimmy Kimmel zajęli się tą sytuacją” – napisali. Okazało się, że na kartce, którą trzymał Warren Beatty było napisane „Emma Stone. „La la land”- bo pomyłkowo trafiła w jego ręce koperta zawierająca werdykt dotyczący najlepszej roli kobiecej. Na szczęście sprawa szybko się wyjaśniła, a przegrani, którzy – jak obliczono – przez 45 sekund cieszyli się z głównej nagrody, zachowali się z klasą i szczerze pogratulowali prawdziwemu zwycięzcy.

*

Wcześniej gala przebiegała bez większych niespodzianek. Jimmy Kimmel debiutował w roli gospodarza wieczoru. Nie zabrakło licznych komentarzy pod adresem Donalda Trumpa, który nie jest – jak wiemy – ulubieńcem Hollywood. „Tę transmisję oglądają miliony Amerykanów oraz jeszcze więcej ludzi w 225 krajach, którzy nas teraz nienawidzą” – powiedział. Zaapelował, by w ten wieczór nie rozmawiać ze sobą jak liberałowie czy konserwatyści, ale jako Amerykanie. – „Jeśli udałoby się nam to, uczynilibyśmy Amerykę znowu wielką” – nawiązał do wyborczego hasła Donalda Trumpa. Kimmel przypomniał również słynną wypowiedź prezydenta o Meryl Streep, która jest „najbardziej przecenianą aktorką w Hollywood”. „Meryl zagrała kiepsko w ponad 50 filmach” – zażartował Kimmel. – „W tym roku nie zagrała w żadnym filmie, ale nominowana została z przyzwyczajenia” – dodał. Aktorka, która na prośbę prowadzącego wstała, otrzymała od zebranej w Dolby Theatre liczącej ponad trzy tysiące publiczności owacje na stojąco.

Organizatorzy próbowali zaskoczyć widzów i przygotowali kilka atrakcji. Trzykrotnie „z nieba” spadały słodycze, pojawili się też na gali tzw. „normalni ludzie”. „Postanowiono zabrać kilkuosobową grupę na przejażdżkę po Hollywood tradycyjnym autobusem. Turyści nie zdawali sobie sprawy, że staną się częścią show. Byli przekonani, że idą na wystawę oscarowych kreacji. Niektórzy próbowali kryć zaskoczenie, niektórzy dali się ponieść emocjom. Denzel Washington na prośbę Kimmela udzielił ślubu jednej z par, Jennifer Aniston podarowała jednej z kobiet w prezencie okulary przeciwsłoneczne, a Ryan Gosling – słodycze, które złapał z sufitu” – czytamy. Oglądając tę część gali nie można było oprzeć się wrażeniu, że to nie „zwyczajni ludzie”, ale skrupulatnie dobrani i wyreżyserowani statyści, którzy z łatwością odgrywali przypisane im role.

Jak to często bywa w przypadku Oscarów, członkowie Akademii podzielili dwa najważniejsze trofea pomiędzy dwóch faworytów. „Moonlight” został najlepszym filmem, a reżyser „La La Land” otrzymał nagrodę za reżyserię, tym samym stając się najmłodszym reżyserem docenionym przez AMPAS. Najlepszą aktorką została prześliczna Emma Stone, która wystąpiła w złotej sukni projektu Givenchy, najlepszym aktorem Casey Affleck (młodszy brat Bena) za rolę w poruszającym filmie „Manchester by the Sea”. Statuetki za najlepszą rolę drugoplanową trafiły w ręce czarnoskórych aktorów: Violi Davis („Fences”) oraz Mahershala Ali („Moonlight”). Nagrodzonym filmem nieanglojęzycznym został irański „Klient” Asghara Farhadiego, który w geście bojkotu decyzji o zakazie wjazdu dla obywateli siedmiu muzułmańskich krajów do USA wydanym przez Trumpa, nie pojawił się na ceremonii. Za najlepszy film dokumentalny pełnometrażowy uznano „O. J.: Made in America” opowiadający o kontrowersyjnym procesie gwiazdy futbolu amerykańskiego i aktora. Niespodzianką wieczoru był Oscar dla Colleen Atwood – autorki kostiumów do filmu „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. To pierwsza nagroda Akademii dla jakiegokolwiek filmu związanego z postacią Harry’ego Pottera.

*

Jednak zagraniczne media nie mają wątpliwości, że największą gwiazdą ceremonii rozdania nagród był ośmioletni Sunny, który zagrał główną rolę w filmie „Lion”. Nagranie z gali wręczania Oscarów, w którym prowadzący Jimmy Kimmel podszedł do młodego aktora, już stało się hitem Internetu. Amerykański komik przed kamerami podniósł ośmiolatka i odtworzył kultową scenę z Króla Lwa. Sunny Pawar, uroczy chłopiec pochodzący z Indii, na galę Oscarów przyjechał w towarzystwie ojca. Na tę ważną okazję założył elegancki garnitur, muszkę i …kolorowe trampki.

Jedynym polskim akcentem podczas 89. gali było nazwisko Andrzeja Wajdy, które pojawiło się podczas wyczytywania listy zmarłych w 2016 roku gwiazd kina. Przypomnijmy, że polski reżyser odebrał honorowego Oscara za całokształt twórczości w 2000 roku.

Weronika Kwiatkowska