Czy wiecie, co jest największym marzeniem Polaków? Nie pieniądze, kariera, stabilizacja. Podróże po świecie. Aż 51 procent ankietowanych powiedziało, że to dla nich najciekawsze w życiu. Znajdźcie mi drugi taki naród!

Polacy zawsze uciekali od szarzyzny swojego kraju. Dziś nie jest to szarość socjalistyczna, niemniej Polska pozostaje usadowiona w tym samym rejonie geograficznym, między Niemcami a Rosją, Ukrainą i Białorusią, klimat się więc nie poprawi. Nadal w depresję wpędzają obywateli ponure zimy. Tegoroczna jest wyjątkowo dokuczliwa. Długo leży śnieg, potem się rozpuszcza do konsystencji brei, brudnieje i brązowieje – a na to spada kolejny śnieg a chodniki pokrywa lód. Trwa tak już od grudnia. W tym roku ocieplenie klimatu Polski najwyraźniej nie dotyczy.

Także w Nowym Jorku zima bywa dokuczliwa, jednak w tym mieście, położonym przecież na szerokości geograficznej Neapolu i Madrytu, słońce jest jaskrawsze a niebo jaśniejsze. Szarości i biele nie są tak dołujące jak w Polsce, Rosji czy Skandynawii.

Tak więc Polacy uciekają w ciepłe miejsca, choćby na parę dni. Kogo stać, kupuje sobie przelot na Teneryfę, ten i ów polityk na Maderę. Także studenci jakoś wymigują się od zajęć i robią wypad do Tajlandii, która, niedroga i piękna, stała się ulubionym miejscem wyjazdów polskiej młodzieży.
Wydaje się, że mniej popularne są zorganizowane wycieczki. Po upadku mniejszych polskich biur, co czasem kończyło się pozostawieniem turystów na pastwę losu w trakcie wycieczki (!), rynek zdominowały zagraniczne wielkie firmy, jak TUI i Neckermann. Oferują przyzwoity poziom usług, jednak pakiety o niższym standardzie niż na rynku niemieckim czy francuskim. Najdroższe wycieczki są w odległe miejsca: wyspy Malediwy i Seszele, Japonia, Indonezja. Doradzam zwiedzenie USA, Meksyku czy Republiki Dominikany póki jeszcze jesteście Państwo w Ameryce. Z Polski te wycieczki są drogie, np. osiem tysięcy zł otych za tydzień. Takiej długości wyjazd do najtańszych krajów: Grecji, Cypru, Bułgarii, kosztuje 1600-1800 złotych. Pojawiają się oferty last minute jednak nie zauważyłem, żeby były one szczególnie okazyjne.
Kuriozum są wycieczki za 100-400 zł. Są takie tanie, bo samochodem. A są i takie bez noclegu. Oznacza to pewnie, że mam dojechać sam samochodem i znaleźć nocleg. A może chodzi o miejsce w cudzym samochodzie? Takie usługi popularne są między Polską a krajami ościennymi. Na internecie wpisuje się swój profil, rejestruje i szuka kierowcy jadącego w określonym dniu. Zbierze się czwórka – kierowca będzie miał benzynę za darmo. Kierowcy jak i pasażerowie dostają recenzje, tak więc ryzyka spotkania się z bandziorem chyba nie ma. Jest za to obawa, że samochód na ukraińskich numerach spędzi wiele godzin podczas rewizji na granicy. Może lepiej więc, za te same, nieduże pieniądze, dojechać według rozkładu klimatyzowanym autokarem?

Pociąg dowiezie nas wygodnie do Berlina ale te szybkie są dużo droższe niż autobusy i cudzy samochód. No i w samochodzie można poznać fajnych ludzi.

Popularne stały się tanie loty, znajdowane np. na stronie Tanie Loty. Linie Ryanair czy Wizzard oferują bilety za 18 do stu złotych do wielu europejskich miast. Bywa, że lotnisko jest daleko od centrum a te niskie ceny dotyczą tylko konkretnych dat. Polacy doskonale rozgryźli jednak system i wypełniają te samoloty. Rejsy do Londynu, Dublina czy Paryża to zaś typowe immigrant express. Na pokładzie nie ma luksusów, za przekąski trzeba płacić ale też te samoloty nie spadają.

W maju zeszłego roku poleciałem sobie tanio z Warszawy do Aten. Towarzystwo na pokładzie było raczej mało wyrobione, a pozostające w tym samym hotelu panie z Polski ukradkiem z bufetu śniadaniowego zrobiły sobie wielkie torby prowiantu. Ale co tam: Polacy jeżdżą i z każdym takim wyjazdem otrzaskują się ze światem. I przez to, zupełnie przy okazji, zarażają się miazmatami kosmopolityzmu i globalizacji.
Na te miazmaty szczególnie podatna jest, niestety, młodzież. Młodzi Polacy są wyjątkowo chłonnymi i entuzjastycznymi turystami. Tajlandia w zimie, nawet gdy znajdzie się bilet za 1600 złotych, to jednak wydatek. Muszą więc wybierać tanie schroniska, czasem jadą w małej grupce, bywa, że wiozą ze sobą z Polski prowiant i alkohol. Ale jednak Tajlandię, Mongolię, Chiny zobaczą.

Pisałem o organizowanych w kawiarni Tam i z Powrotem spotkaniach podróżniczych. Prelegentami są zwykli turyści, którzy dzielą się swoimi wrażeniami i dają rady. Zainteresowanie jest ogromne. Publiczność wypytuje o ceny hoteli i posiłków, zagrożenia dla zdrowia, w co się ubrać; o wszystko. Wielu było już w kilkudziesięciu krajach. Prowadzą strony internetowe i blogi, zamieszczają zdjęcia i dzielą się swoimi doświadczeniami. Czasem te przeżycia owocują książką o charakterze przewodnikowym lub reportażowym. Publikacji takich jest zatrzęsienie. Szczególnie popularne są relacje osób, które podróżowały tanio i nietypowo: z plecakiem, w pojedynkę, na motorze, rowerem, autostopem. Roi się od relacji śmiałków, którzy zjechali Afrykę, Bliski Wschód, Syberię (pociągiem), Nepal, nawet Iran i Irak. Jest też dużo książek opisujących życie codzienne w jakimś kraju lub mieście. Mamy więc relacje z pierwszej ręki polskich mieszkańców Londynu, Barcelony, Nowego Jorku, Malty, Iranu, Omanu, Japonii, Indii, Francji, Izraela, Islandii, Szwecji, Filipin, Korei Południowej… Ba, jeden autor opisał nawet swój pobyt w strasznym więzieniu w Tajlandii. Droga młodzieży, nigdy nie handlujcie narkotykami w tym kraju!

Polacy są więc świata bardzo ciekawi. Uciekają od polskiego klimatu – też politycznego – i od pewnej monotonii estetycznej życia. Marzą im się gwarne miasta, egzotyczne potrawy, noclegi w hamaku pod palmą. Innym marzy się osiedlenie się w takim miejscu. Dla nich są te książki, inaczej nie byłyby takie popularne.

W ogóle, polski rynek książki wygląda dziś raczej osobliwie. O tym jednak – za tydzień.

Jan Latus