„Obrzucano go niewybrednymi epitetami: „świr, dziwak, pedofil” ale być może był tylko normalnym klientem usług, które proponuje się każdej gwieździe Hollywood”- tę odważną hipotezę postawili twórcy dokumentu o Michaelu Jacksonie. Detektyw Paul Barresi, prowadzący sprawę Króla Popu stwierdził kategorycznie: „Podbrzusze Hollywood cuchnie”. Nie da się temu zaprzeczyć, czytając szczegóły raportu policyjnego z przeszukania rancza Neverland w 2003 roku. „Znaleziono stosy mrocznej i wyuzdanej pornografii z udziałem dorosłych i dzieci, a także materiały przedstawiające tortury i rzeź zwierząt, które Jackson prawdopodobnie wykorzystywał do „łamania psychiki” swoich młodych ofiar”- czytamy. „Jest to część procesu o nazwie grooming, który ma na celu obniżenie zahamowania u ofiary i ułatwienie molestowania”. Kolejne strony raportu ujawniają, że piosenkarz posiadał w domu pokaźną kolekcję manekinów, naturalnych rozmiarów, wyglądających jak dzieci. Niektóre leżały w dziwnych, dwuznacznych pozach. „Mimo że w 2005 roku Jackson został uniewinniony od wszystkich siedmiu zarzutów dotyczących molestowania nieletnich, dziś mało kto wierzy w jego niewinność. Jak bowiem zignorować zeznanie 13-letniego Jordana Chandlera, który w trakcie przesłuchania opisał ze szczegółami wygląd genitaliów artysty oraz charakterystyczne znaki i blizny, które „król popu” miał na ciele w miejscach intymnych?”- pytają dziennikarze. 22-milionowe odszkodowanie, które Jackson zapłacił rodzinie pokrzywdzonego, zakończyło sprawę. Łącznie za milczenie gwiazdor zapłacił kilkaset milionów dolarów. Czy to wystarczy, by świat nigdy nie dowiedział się prawdy? Spadkobiercy z pewnością zrobią wszystko, by w świadomości fanów pamięć o Jacksonie łączyła się tylko z jego geniuszem muzycznym. Miejmy jednak nadzieję, że – jak w przypadku Billa Cosby’ego – niegodziwość i zło w końcu zostanie nazwane i odpowiednio napiętnowane.

 

 
„Była salową, pomocnikiem cukiernika, konsultantką w biurze matrymonialnym, korektorką, dyrektorem składu celnego. Za granicą pracowała jako sekretarka i maszynistka. Życie jej nie rozpieszczało, tym bardziej, że samotnie wychowywała córkę. Przeszła chorobę nowotworową, rozwód…” – o kim mowa? O jednej z najpoczytniejszych polskich pisarek – Katarzynie Grocholi, która właśnie wydała nową książkę. „Pisarką chciałam być od zawsze i na zawsze. Od piątego roku życia do śmierci”- wyznała. „Wydawana jestem od dwudziestu lat, ale pisałam w szkole w zeszytach od biologii, na lekcjach anatomii, w czasie pracy w szpitalu robiłam notatki, fartuch miałam wypchany przez notesy, pisałam w samolocie i w pracy, kiedy dojeżdżałam kolejką WDK do redakcji. Wszędzie, gdzie tylko mogłam”- deklaruje Grochola. Zapytana, czy traktuje pisanie bardziej jako swoją misję czy profesję, odpowiedziała: „Mam to niezwykłe szczęście, że żyję z tego, co kocham robić. Że moja praca jest moim wyborem i spełnieniem. Ale kiedy szorowałam kible w Anglii, to myślałam: polub to, co robisz, bo zwariujesz. Bądź najlepszą sprzątaczką, jaką ci Anglicy zatrudniali, potrafisz! I dostawałam potem liściki- Kathy, you are amazing, thank you!” –wyznała. Słowa Grocholi zabrzmiały szczególnie ponuro w obliczu Brexitu i „kartek”, które teraz dostają Polacy pracujący w Anglii. O tym, że powinni jak najszybciej wrócić tam, skąd przyszli.

 

 
No chyba, że chodzi o takich Polaków, jak Wojtek Szczęsny, który gra w angielskim Arsenale i jest jego niekwestionowaną gwiazdą. Bramkarz polskiej reprezentacji tuż przed Euro 2016 ożenił się z Mariną Łuczenko, początkującą piosenkarką, o wyjątkowej urodzie i raczej średnim talencie wokalnym. W udzielonym niedawno wywiadzie, dziewczyna opowiada o swoich problemach zdrowotnych, między innymi polipie na strunach głosowych: „Bałam się, że stracę wszystko. Tożsamość, pracę, siebie. W pewnym momencie całkowicie straciłam głos. Gdy usunęłam się w cień z powodu problemów z głosem, media rozpisywały się o moich egzotycznych podróżach z Wojtkiem. A ja nie chciałam robić z siebie ofiary” – relacjonuje. „W pewnym momencie zrozumiałam, że kariera to nie wszystko i w tej pogoni za sukcesem nie zauważamy małych rzeczy. Zapominamy o tym, co najważniejsze. Miałam chwilę refleksji, by skupić się na rodzinie i przyjaciołach” – przekonuje. Czyli – mówiąc krótko – przestała udawać, że śpiewa i została żoną piłkarza. A te – jak wiadomo chociażby z piosenki Mister D.- nie mają lekko: „Piłkarz ciężki zawód ciągłe odbijanie piłki/ Ćwiczenia, zgrupowania, o wyniki się starania/ Dziewczyna musi klaskać cały dzień na trybunie/ Patrzeć tylko kiedy on trenuje/ Albo w chacie ciągle czeka aż on wróci/ Dyplomy w ramki oprawia/ medale przekłada z półki na półkę/ Puchary odkurza i przestawia/ Żona piłkarza”.

 
Na koniec wiadomość, która zaniepokoiła fanów zespołu „Skaldowie”. „20 czerwca bracia Zielińscy z zespołem wracali z koncertu w Kwidzynie, gdzie zdarzyło się nieszczęście. Bus, którym wracali do Warszawy, wypadł z trasy na autostradzie A1 w okolicach Włocławka. Wypadek wyglądał bardzo groźnie, bo auto dachowało. Na szczęście wszyscy uszli z życiem”- czytamy. Najpoważniejsze obrażenia odniósł założyciel grupy, Andrzej Zieliński. „Lider zespołu trafił do szpitala. Ma połamanych kilka żeber, pęknięty mostek, połamaną łopatkę i uszkodzony kręgosłup. Inni członkowie grupy wyszli niemal bez szwanku, są jedynie poobijani”- donosi prasa. Według wstępnych ustaleń przyczyną wypadku było niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze. Trzymamy kciuki za szybki powrót do zdrowia, by wielbiciele „Skaldów” znowu „cali byli w skowronkach”.