Debata wszystkich dziesięciu, zarejestrowanych kandydatów na prezydenta Rzeczpospolitej, z wyjątkiem Bronisława Komorowskiego, jaka odbyła się w TVP we wtorek wieczór, rozczarowała stronników Andrzeja Dudy.

Kandydat PiS wypadł blado, bo przyjął strategię obronną. Sztabowcy uznali, że ma tylko nie stracić poparcia wskutek ryzykownych oświadczeń. W rezultacie wypadł jak aparatczyk partyjny bez osobowości, chociaż wiadomo po konwencjach wyborczych, że stać go na więcej. Miał przedstawić się najbardziej „prezydencko” ze wszystkich kandydatów, skoro on jeden ma szansę wejścia do drugiej tury wyborów po głosowaniu w najbliższą niedzielę.

Andrzej Duda oświadczył, że jeśli wygra wybory, to w ciągu roku doprowadzi do obniżenia wieku emerytalnego i podniesienia kwoty wolnej od podatku do 8 tysięcy złotych dla biednych podatników. A jeżeli to mu się nie uda, to zrezygnuje z urzędu prezydenta. Niestety, to czysta demagogia. Po pierwsze, jest bardzo wątpliwe, by system podatkowy wytrzymał obniżkę wieku emerytalnego. Po drugie, rezygnacja z urzędu prezydenckiego spowodowałaby w Polsce wielkie zamieszanie a dla Dudy oznaczałaby koniec ładnie się zapowiadającej kariery politycznej. Poza tym, do takiej dymisji nie dopuściłby aparat partyjny PiS przez rozmaite formy nacisku. Już nie mówiąc o tym, że to nie prezydent, ale Sejm decyduje o wieku emerytalnym.

W licytacji na pieniądze przebiła Dudę śliczna kandydatka SLD Magdalena Ogórek. Ona z kolei obiecała podwyżkę kwoty wolnej do podatku do 20 tysięcy złotych. Pewne rozbawienie mógł też wywołać kandydat PSL Adam Jarubas narzekający na stan państwa, chociaż należy do partii sprawującej z PO rządy od prawie ośmiu lat.

Bronisław Komorowski słusznie ze swego punktu widzenia uchylił się od udziału w debacie. W ten sposób chronił swój wizerunek jedynego poważnego kandydata na najwyższy urząd w kraju, który nie musi konkurować z drobnicą polityczną. Natomiast jego jedyny poważny rywal Duda nie mógł się uchylić od debaty z podrzędnymi kandydatami. Przy okazji Komorowski uniknął ryzyka kolejnych wpadek, z których jest sławny, gdy musi reagować na gorąco, zamiast czytać z kartki. Na początku debaty Paweł Kukiz wyjął składane krzesełko rybackie dla nieobecnego prezydenta, ponieważ TVP stanowczo odmówiła postawienia pustej mównicy dla Komorowskiego skoro ten postanowił, że nie przyjdzie do studia.

Między Kukizem a Januszem Korwiniem Mikke rozegrała się walka o trzecie miejsce w wyścigu prezydenckim, które wygrał JKM. Obaj wykorzystują nastroje antysystemowe, lecz Kukiz pragnie rozbić dominację PO i PiS na scenie politycznej poprzez wprowadzenie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. To pewien sposób na uniezależnienie kandydatów na posłów od szefów głównych partii. Piosenkarz nie zdaje sobie jednak sprawy, że taki system utrwaliłby w Polsce rządy sitw, z którymi Kukiz walczy.

Dlatego JKM oświadczył, że wycofa się z wyborów prezydenckich i przekaże poparcie dla Kukiza, jeśli system JOW sprawdzi się w Wielkiej Brytanii w wyborach w ostatni czwartek 7 maja, czyli pomoże małym partiom. Już po debacie telewizyjnej Kukiz zarzucił JKM zerwanie umowy o współpracy, ponieważ Mikke obiecał poprzeć JOW. A który z nich zajmie trzecie miejsce w pierwszej turze wyborów ma znaczenie. Od tego zależy, czy i od kogo kandydat PiS może liczyć na poparcie w drugiej turze wyborów.

Debata telewizyjna dziesięciu kandydatów nie mogła być merytoryczna. Każdy miał tylko kilka minut łącznie na swoje wypowiedzi, i to rozbite na odcinki liczące pod kilkadziesiąt sekund. Jednak dała okazję przyjrzenia się kandydatom egzotycznym a wnoszącym świeży powiew do wymiany poglądów. Wśród nich zwrócił uwagę Grzegorz Braun mówiący piękną polszczyzną. Oświadczył on, że Polska jest kondominium niemiecko-rosyjskim. Sprzeciwił się też wypłatom odszkodowań za mienie żydowskie utracone w II wojnie światowej i zaangażowaniu Polski w wojnie na Ukrainie.

W dość podobnym duchu wypowiadał się Marian Kowalski, kandydat Ruchu Narodowego, który okazał się sprawnym mówcą. Powiedział m.in: „Po 25 latach „Polski pookrągłostołowej” tracimy resztki przemysłu. Niedługo stracimy kopalnie. Polski rolnik jest kołchoźnikiem w ramach Unii Europejskiej. Polski przedsiębiorca jest własnością banków. Niedługo zabiorą nam ziemię, zabiorą nam złotówkę. Jedyne co nam zostawią, to „polskie obozy koncentracyjne”. Jeżeli Polacy chcą być dumnym narodem, to powinni postawić na przedstawiciela Ruchu Narodowego. Polska nie potrzebuje urzędnika od 8 do 16, Polska potrzebuje silnego przywódcy. Silny człowiek na trudne czasy. Postawcie na mnie. Czołem wielkiej Polsce!”

W debacie wziął również udział Janusz Palikot dowodzący, że Andrzej Duda jest kandydatem biskupów. Jego zdaniem Polska nie potrzebuje armii ale przedsiębiorców oraz większej wolności gospodarczej. Oprócz wymienionych w debacie wystąpili Jacek Tanajno i Janusz Wilk zwolennicy wolnego rynku, ale bez poparcia politycznego, o których słuch pewnie wkrótce zaginie.